Działająca w ukryciu CIA zaliczała niekiedy wpadki, które trudno było ukryć przed opinią publiczną. Gdy w ramach badań nad kontrolą umysłu rozpoczęto eksperymenty z LSD – świeżo odkrytą substancją psychoaktywną, mogącą zmienić percepcję pacjenta i uczynić z niego osobę sterowalną – doszło do dziwnego zdarzenia, które szybko skojarzono z tajnymi operacjami Amerykanów
W roku 1951, we francuskiej mieścinie Pont-Saint-Esprit (rejon Oksytanii) odnotowano spektakularne, masowe zatrucie mieszkańców. Pięć osób zmarło, trzysta zachorowało, a trzydzieści wymagało umieszczenia w szpitalu psychiatrycznym.
Zakodowani zabójcy (1)
⇒ czytaj część I
Amerykański dziennikarz Hank Albarelli, który gruntownie zbadał tę sprawę po latach, twierdzi, że CIA, w zmowie z amerykańską armią, przeprowadziła testy chemiczne na dużą skalę, zatruwając miejscowe wypieki LSD i oddając je w ręce nieświadomej niczego lokalnej społeczności. Oprócz zwykłych objawów, takich jak wymioty, biegunka i bóle głowy, odnotowano też inne, niepokojące zachowania: pewna młoda dziewczyna twierdziła, że zaatakowały ją tygrysy; jakiś mężczyzna usiłował popełnić samobójstwo przekonany, że w jego żołądku zagnieździły się węże. Ktoś wyskoczył z ona, gdyż wierzył, że jest… samolotem, a 11-letni chłopiec – wykazując się niespotykaną agresją – podjął próbę uduszenia swojej babci…
Po prawie sześćdziesięciu latach odkryto nowe dowody, które zdają się potwierdzać udział CIA w tej tragedii.
Hank Albarelli uważa, że Amerykanie celowo zatruli mieszkańców niewielkiej mieściny w ramach badań prowadzonych nad masową kontrolą umysłu. Dziennikarz dotarł m.in. do transkrypcji rozmów między agentami CIA a osobami zatrudnionymi w Sandoz Pharmaceutical Company, szwajcarskim laboratorium, w którym po raz pierwszy zsyntetyzowano LSD. Wynika z nich, że zatrudnieni tam badacze zajmowali się oceną wybuchu dziwnej epidemii w Pont-Saint-Esprit.