Uchodził za najlepszego jasnowidza II RP. Jako świetny psychometra współpracował z naukowcami oraz policją. Zawsze i wszędzie mile widziany, z wdziękiem obracał się w kręgach elity towarzyskiej, wśród polityków, wojskowych, artystów. Przyjaźnił się i wykonywał paranormalne eksperymenty nawet z marszałkiem Piłsudskim, który chciał go zatrudnić w… wywiadzie
O tym słynnym medium napisano mnóstwo artykułów, powstało też kilka książek. A jednak co jakiś czas pojawiają się nieznane wcześniej relacje. Publikowane we wspomnieniach, pamiętnikach, a nawet zeznaniach świadków hitlerowskich zbrodni, pozwalają jeszcze bliżej poznać jego fenomen, a także wyjaśnić kilka zagadek: począwszy od celowo nietrafionej wizji, iż II wojny nie będzie, po złowieszcze słowa Stefana Ossowieckiego (1877−1944), że on sam zginie, a jego ciała nikt nie znajdzie.
Dolary i zerwana przyjaźń
Mój powinowaty, ks. dr Henryk Hilchen (1881−1956) opisał we wspomnieniach, jak to kiedyś, chcąc pomóc znajomym w rozwiązaniu konfliktu, zwrócił się właśnie do Ossowieckiego. Nie widział w tym niczego niestosownego, choć był wysokim urzędnikiem kościelnym oraz papieskim szambelanem. Panowie dobrze się znali i wielokrotnie widywali.
Sprawa, która miała miejsce ok. 1940 r., wyglądała następująco: dwie rodziny – lekarzy (państwa K.) i przemysłowców (państwa P.) – zaprzyjaźniły się tak bardzo, że traktowały jak jedna familia. Pewnego dnia żona doktora, Zofia, dała panu P. na wymianę zawinięte w bibułkę dolary. On jednak wyparł się tego. Ponieważ był człowiekiem majętnym i uczciwym, kobieta nie podejrzewała go oczywiście o kradzież, ale raczej lukę w pamięci. Niestety, przemysłowcy uznali lekarzy za szantażystów, a znajomość zawisła na włosku. Doktorostwo postanowili więc zwrócić się o rozsądzenie i mediację do dwóch księży – w tym Henryka Hilchena – oraz jednego z lekarzy. Spotkanie zwołano na środę.
Stefan Ossowiecki (1877−1944) – urodzony w Moskwie albo okolicach Mohylewa, w rodzinie szlachcica Jana
– właściciela zakładów chemicznych, asystenta Dmitrija Mendelejewa oraz Bony z Newlin-Nowohońskich.
O życiu najsłynniejszego polskiego jasnowidza okresu międzywojennego paradoksalnie wiadomo bardzo mało.
Po ukończeniu studiów w Petersburgu, odbył praktykę zagraniczną, zaś w 1915 r. objął po śmierci swego ojca kierownictwo w zakładach chemicznych w Moskwie. Po wybuchu rewolucji lutowej, wybrany został prezesem Związku Wojskowych Polaków, a po rewolucji październikowej aresztowany i uwięziony. Odzyskawszy wolność, wrócił do Polski i zamieszkał w Warszawie, gdzie pracował jako inżynier
Zofia K. przyszła z tą właśnie sprawą do Henryka, on zaś poprosił ją o pożyczenie wiecznego pióra. Kiedy wyszła, umieścił je w kopercie, trzymając ostrożnie przez papier. Następnie zadzwonił do przemysłowca, który parał się także poezją, z prośbą o dostarczenie mu przez posłańca wierszy, ułożonych swego czasu na cześć króla Rumunii. Tej koperty nawet nie otworzył. Z wcześniejszych kontaktów z Ossowieckim wiedział bowiem, że przedmioty nasączone ludzką energią najlepiej pobudzają jego wizje. Na koniec zatelefonował do jasnowidza, a jako że dawno się nie widzieli, zapytał, czy może złożyć mu wizytę. Ten zaprosił go na kawę w poniedziałek.