Jesienne chwile z wcześnie zapadającym zmrokiem, deszczem, czasem prószącym śniegiem, mgłami, kobiercem spadających liści, sprzyjają zadumie, nostalgii, refleksji nad przemijaniem, ludzkim losem. Dominuje smutek. Te doznania mogą stać się destrukcyjne, niszczące lub być trampoliną do nowego odbicia, wzlotu. Natura zasypiająca jesienią budzi się, odradza po zimowym letargu. A jak jest z ludzką duszą? Mimo iż jesteśmy, przynajmniej deklaratywnie, społeczeństwem chrześcijańskim, o duszy niewiele się myśli i mówi.
A przecież jest naszą Istotą, rdzeniem ludzkiego bytu, łączy nas ze Stwórcą, Boskością.
Jakże jednak często nasze ego staje na drodze jej łączności z Duchem, ze Źródłem. Albo też cierpi pod dyktatem rozumu, czystego intelektu, zamiast tworzyć z nim spójny tandem i mu przewodzić.
Jako ludzkość dostajemy coraz więcej dowodów, zdających się potwierdzać jej nieśmiertelność, funkcjonowanie także nielokalnej świadomości poza ciałem. Oznaczałoby to istnienie innych form bytu – bardziej duchowego, energetycznego, jakby rzadszej materii.