Kluczowa faza przemian, jakiej zaczynamy doświadczać, u wielu wywołuje przygnębienie – i odczucie to niewątpliwie będzie się nasilać. Wiele zacznie się walić, odchodzić w przeszłość nieodwracalnie, niejedna bańka iluzji pęknie
Wybitna psycholog jungowska, która dobrze rozumie co się dzieje z człowiekiem w obecnym czasie, Marie-Louise von Franz, interpretuje na przykład wybór Trumpa w USA jako odzwierciedlenie wielkiego zagubienia ludzi, chwytających się nierealnych obietnic, myślenia magicznego.
Świadczy to o tym, że rozmywa się, niczym mgła o poranku, ulotne poczucie bezpieczeństwa. Gdy ludzie widzą zmiany, pierwszą, odruchową i zupełnie nieświadomą reakcją jest utrata fundamentu niezmienności, na którym stali. Działa to na ludzi silnie, zwłaszcza gdy nie potrafią oni wyobrazić sobie alternatywy. Nie wyjdą z ramek wzorców kulturowych i nie spojrzą na nie z zewnątrz. Nie zobaczą więc innej drogi i szansy, jaka mogłaby się pojawić. Czepiają się mocno tego, co było, nawet jeśli jest dysfunkcją i patologią.
Stanowi to w istocie silną blokadę nie tylko elastyczności życiowej, ale przede wszystkim rozwoju w jakimkolwiek sensie. Jednak nie zawsze i nie w przypadku wszystkich tak jest, o czym przekonałem się prowadząc rozmowy ukierunkowane na myślenie krytyczne z dziećmi. Nie miały one żadnych widocznych blokad – w tym sensie, że były gotowe zakwestionować istniejącą rzeczywistość, jeśli zobaczyły, że je ogranicza. W ten sposób ujawniał się ich niewyobrażalny dla wielu dorosłych, ogromny potencjał rozwojowy. Działo się to jednak pod jednym warunkiem, że zrozumiały sytuację, w jakiej funkcjonują – towarzyszące jej blokady i ograniczenia.
Jeśli porównuję to do rozmów z dorosłymi, widzę przepaść. Uwzględniając więc fakt, że przebudowa świata w istocie ma służyć głównie młodemu pokoleniu (staremu trudno będzie się psychologicznie przebudować), zacząłem myśleć o ukierunkowaniu mojej pracy również na dzieci, bo takie działanie spowoduje najszybszą poprawę. Nie jest to zresztą mój pomysł, bo parę lat temu kilka nieznających się osób (czytelników) na to właśnie mnie namawiało, w następstwie czego przygotowałem książkę z podtekstem rozwojowym, adresowaną głównie do młodych ludzi, Podróż na Jowisza, która zresztą właśnie się ukazała.
Mimo że do tego czasu nie wiedziałem jak może zostać przyjęta, to przekonanie o tym, że warto przygotowywać jakieś przewodniki dla dzieci, było silne, dzięki moim doświadczeniom w uczeniu. Chociaż sam, subiektywnie, uważam tę książkę za udaną, postanowiłem pójść dalej i przygotować coś lepszego, bardziej nowatorskiego i o wiele bardziej atrakcyjnego.
Pierwszym pomysłem było stworzenie komiksu wyjaśniającego dzieciom podstawowe zagadnienia rozwoju człowieka. Jednak – nie pamiętam już dlaczego – chciałem zrobić to nie w konwencji rysunkowej, lecz ambitniejszej, bo fotograficznej. W ten sposób powstał najpierw komiks pod takim samym tytułem jak powyższa książka – Podróż na Jowisza, a ponieważ po jego ukończeniu nie dawała mi spokoju myśl, że można to zrobić jeszcze lepiej, doskonalej, i z głębszą treścią – stworzyłem drugi. Otrzymał tytuł Podróż do Sokratesa i oczywiście jest poświęcony rozwojowi świadomości dzieci poprzez myślenie samodzielne, bo to właśnie tytułowy bohater tej publikacji wprowadził zjawisko, o jakim mowa, na scenę historii. Zresztą wszystkie późniejsze przeskoki opierały się na reaktywacjach tego dziedzictwa – np. główny architekt edukacji renesansowej, Erazm z Rotterdamu, uważał Sokratesa wręcz za świętego, mimo że był księdzem!
Na tym jednak mój pomysł się nie skończył, bo po tym drugim fotokomiksie powstał trzeci, zatytułowany Podróż do źródeł świadomości, będący wycieczką w przeszłość, by przyjrzeć się źródłom przeskoków rozwojowych w naszej historii. Nie wiem jeszcze kiedy pierwszy z nich będzie mógł się ukazać, aczkolwiek w pojawienie się presji na wyjście ze świata, który sam się zniszczył, blokującego rozwój – nie wątpię. Na to wszak cały plan przemian jest ukierunkowany.
To, że, póki co, nikt nie widzi, jak straszne rzeczy dzieją się z dziećmi w sensie psychologicznym, nie oznacza, że one same nie będą chciały z tej pułapki wyjść. Na tej konstatacji moja praca była oparta. Nie mamy prawa dzieci porzucać, a żadnej pomocy w postaci wyjaśnień szans i niebezpieczeństw, która byłaby do nich adresowana, nie ma. Załączam tu próbkę ostatniej publikacji, aby dać czytelnikowi chociaż wyobrażenie, jak się prezentuje.