O bioterapii i jej początkach oraz o trendach, jakie w psychotronice od lat wyznacza Nieznany Świat – z Jerzym Strączyńskim rozmawia Dorota Czerwińska
Kiedy mówimy o medycynie naturalnej, na myśl przychodzi wiele skojarzeń. Czym ona właściwie jest?
– Najogólniej mówiąc żyjemy i funkcjonujemy na trzech podstawowych poziomach: fizycznym, energetycznym i emocjonalno-mentalnym. W medycynie energetycznej, jak i w nowoczesnej bioenergoterapii, działając na nie, próbujemy je tak uporządkować i zharmonizować, by wzajemnie się wspierały. Czyścimy negatywne energie, a także w miarę możliwości usuwamy (resetujemy) towarzyszące im programy chorobowe, emocjonalne czy mentalne, by wzmocnić siły odpornościowe człowieka. Tym właśnie się różni nowoczesna bioenergoterapia i medycyna energetyczna od starej bioterapii dotykowej, która bazowała na nakładaniu dłoni na miejsca zaburzone w ciele pacjenta.
Pracujemy głównie energią nabytą, praniczną, pobieraną wraz z oddechem (tzw. oddech praniczny), traktując ją jako falę nośną. Czynnik leczniczy natomiast, porządkujący, jest informacją, którą nadajemy poprzez własny umysł. Żeby działać tak wieloplanowo, oprócz odpowiednich umiejętności potrzebujemy też podstawowej wiedzy z zakresu anatomii, fizjologii, energetyki, medycyny wschodniej i psychologii.
W zawodzie bioterapeuty jest Pan od ponad 30 lat. Jakie wnioski nasunęły się Panu w trakcie tej praktyki?
– Wysnułem ich bardzo wiele zarówno w stosunku do siebie, mojej pracy, jak i roli nauczyciela. Kiedyś byłem nauczycielem akademickim, a od ponad 30 lat prowadzę Profesjonalne Kursy Bioterapii Praktycznej oraz Warsztaty Doskonalące dla bioenergoterapeutów zaawansowanych. Opracowałem procedury postępowania w naszym zawodzie, czyli podstawową metodykę pracy z drugim człowiekiem. Chodzi w niej o to, żeby przyszli bioterapeuci mieli świadomość tego co robią, by działali w sposób celowy, uporządkowany i wiedzieli, jaki to przyniesie skutek. Nie zdaję się na przypadkowość czy intuicję, która też jest ważna, ale na przewidywalność i wiedzę. To ona jest najważniejsza w procesie uzdrawiania.
Swoją wiedzę przekazuje Pan również czytelnikom.
– Na podstawie mojej wieloletniej praktyki w tym specyficznym zawodzie napisałem trzy książki. Wcześniejsze – Od szamanizmu do bioterapii (2007) oraz Uzdrawianie. Tradycja i współczesność (2010) to pozycje prezentujące wiedzę o bioterapii, jak i o rozwoju duchowym. Bowiem jako historyk i praktykujący buddysta wiem sporo o Indiach i o duchowości Wschodu. Uważam, że osoby zajmujące się ezoteryką też powinny ją poznać. Nie odżegnuję się oczywiście od naszej wspaniałej tradycji chrześcijańskiej, wręcz ją wspieram, by zatrzymać rozprzestrzeniającą w świecie Zachodu duchową pustkę, gdzie doktryną wiodącą staje się agresywny ateizm, bardziej powszechny niż religia, którą chce zepchnąć w sferę zabobonu i ciemnoty. To niebezpieczne zjawisko. Wiarę chrześcijańską i katolicyzm szanuję i cenię, jest to piękna ścieżka. Wszyscy chrześcijanie w naszym kraju powinni się cieszyć, że mogą czerpać z niej przekaz.
Najnowsza książka natomiast, pod tytułem Bioterapia wczoraj i dziś. Medycyna energetyczna w teorii i praktyce (2021) jest w zasadzie podręcznikiem dla bioterapeutów. Przedstawiam w niej różne techniki i metody pracy z drugim człowiekiem, czyli klientem. Uczę podstawowych metod diagnozy, jak i terapii energetycznej, ponieważ my, bioenergoterapeuci, nie leczymy, to robią lekarze. My porządkujemy energię z nadmiarów, oczyszczamy, uzupełniamy niedobory, wzmacniamy system energetyczny człowieka i harmonizujemy go jako całość. Jak już wspominałem, dobrze wykształcony bioterapeuta nie pracuje własną energią, by samemu się nie osłabiać. Dlatego ważne jest, aby w naszej pracy zachowywać podstawowe zasady BHP w zakresie pracy bioterapeuty. Wielu ludzi, których goszczę na prowadzonych przeze mnie kursach bioenergoterapii, to osoby wrażliwe energetycznie. Jednak oni zwykle ani nie potrafią kontrolować własnej energii, ani nie dystansują się odpowiednio do problemów klienta. Może mieć to znaczący, niekorzystny wpływ na ich własny poziom emocjonalny, tworząc tzw. nadwrażliwość emocjonalną, co jest nie do zaakceptowania w profesjonalnym podejściu do zawodu. Reasumując, żeby zawodowo pracować z energią, nasze działania muszą być kontrolowane i przewidywalne. Nie jest to łatwe do wypracowania, ale absolutnie możliwe.
Czym zajmował się Pan po studiach historycznych? W którym momencie w Pana życiu pojawiła się bioterapia?
– Robiłem doktorat z historii sztuki, przez wiele lat prowadziłem również działalność gospodarczą niezwiązaną ani z moim wykształceniem, ani z obecną aktywnością zawodową i dydaktyczną. W końcu lat 80. ub. w. spotkałem bioterapeutę, który robił zabieg i realnie pomagał mojemu znajomemu w kłopotach z krążeniem. Wtedy jeszcze bardzo niewiele wiedziałem na temat bioenergoterapii i energii, ale przekonałem się, że ona naprawdę działa. Wprawdzie już wcześniej interesowałem się medycyną Wschodu, lecz chciałem się dowiedzieć, w jaki sposób machanie rękami przynosi skutek zdrowotny. Miałem otwarty umysł, zdolności manualne i coś mnie pchało w kierunku bioterapii. Zacząłem odwiedzać Polskie Towarzystwo Psychotroniczne, którego szefem był wtedy Lech Emfazy Stefański. Mogłem więc obserwować działania wielu znanych bioterapeutów. Tam zawsze był tłum ludzi. Z czasem zrozumiałem na czym polega praca z energią i przeszedłem odpowiednie szkolenia.