Gdy w 2004 roku Jerzy Prokopiuk opublikował autobiografię Bezdroża, czyli zwierzenia gnostyka, pogratulowałem mu jej i podczas wywiadu powiedziałem, że mocno się tam, jako człowiek, odsłonił. Odparł wówczas: Gdy za plecami czuje się obecność Kościstej Pani, albo Tanatosa, młodzieńca ze zgaszoną i obróconą w dół pochodnią – wszystkie inne lęki stają się nieważne
Miał wtedy 73 lata, a przed sobą kilkunastoletni okres wytężonej pracy, zarówno translatorskiej, jak i autorskiej. Odnosiło się wrażenie, że to właśnie ona trzyma go przy życiu, gdyż bardzo poważnie traktował misję udostępnienia polskiemu czytelnikowi ważnych dzieł o charakterze mistycznym, psychologicznym, filozoficznym, z trzech obszarów językowych: niemieckiego, angielskiego i francuskiego, chociaż, jako poliglocie, zdarzało mu się przekładać książki także z innych języków, które poznawał niejako przy okazji.
Zachowując intelektualną skromność, zawsze podkreślał, iż daleko mu do dokonań Roberta Stillera czy Ireneusza Kani, liczby jednak mówią same za siebie. Jerzy Prokopiuk dokonał przekładu 147 pozycji książkowych, w tym dzieł tak ważnych postaci jak: Carl Gustav Jung, Zygmunt Freud, Mircea Eliade, Mistrz Eckhart, Anioł Ślązak, Hermann Hesse, czy Johann Wolfgang von Goethe.
Urodził się w Warszawie, w roku 1931. Już w dzieciństwie – jak lubił o tym opowiadać – miał bliski kontakt z Naturą, co nie zmieni się w całym Jego życiu. Świat objawiał mu się wtedy w wymiarze eterycznym: barwy odbierał jako super-barwy, dźwięki jako super-dźwięki, zapachy nie dawały się z niczym porównać. To nadodczuwanie w całej swojej jaskrawości powróci później, gdy na początku lat 70. ub.w. doświadczy czegoś na kształt iluminacji – mistycznego stanu zanurzenia się w świetle i odbierającej oddech radości. Z perspektywy lat uzna, iż był to przełom, po którym nastąpił czas budowania światopoglądu z inspiracji duchowej.
Obok działalności translatorskiej oraz publikacji 30 autorskich książek, w których podejmował zagadnienia z dziedziny historii religii, filozofii i ezoteryki, Prokopiuk wygłosił setki wykładów i odczytów, dzięki czemu powstała platforma wymiany myśli i poglądów, wolna od dogmatyzmu, dopuszczająca do głosu marginalizowane dotąd idee. Jak stwierdził w wywiadzie, który przeprowadziłem z nim z okazji przyznania Honorowej Nagrody Nieznanego Świata (2005): Prawda nie jest tak uboga, by można było mówić tylko o jednej jej wersji.
Dla wielu ludzi, szczególnie młodych, był przewodnikiem, nauczycielem. To duchowe przywództwo traktował jednak wyłącznie jako pośrednictwo, gdyż nie znosił sekciarstwa, i obca była mu myśl, by – jak sam się wyraził – produkować antropozofów. Potrafił dotrzeć do osób, które dopiero kształtowały swój światopogląd oraz towarzyszyć ich rozwojowi nie z pozycji mentora, a po prostu kogoś, kto zgłębia określoną wiedzę przez dłuższy czas i może udzielić mądrej rady. Jak napisał przyjaciel Jerzego, prof. Krzysztof Maurin: Najważniejszym rysem tej barwnej osobowości (która nie mogłaby się rozwinąć na profesurze uniwersyteckiej!) była młodzieńczość, umożliwiająca świetny kontakt z młodymi osobami: iluż to zdolnych ludzi do duchowych poszukiwań zapłodnił Jerzy Prokopiuk!
Trzeba tu dopowiedzieć, że Mistrz nie uciekał od uroków życia, co czyniło z niego postać pełnowymiarową, niekojarzącą się bynajmniej z ascetycznym guru czy przeintelektualizowanym erudytą. Lubił dobrze zjeść, wypić, podeliberować w zacnym gronie. A towarzyszami owych biesiad byli ludzie współtworzący intelektualny i artystyczny klimat Polski, tacy jak: Marek Hłasko, Adam Pawlikowski, Piotr Skrzynecki, Krzysztof Jasiński; ale też prof. Jacek Hołówka, prof. Jan Tomkowski czy ks. Bronisław Bozowski (dzięki któremu Jerzy, mimo że de facto z Kościołem katolickim niewiele go łączyło, mógł zostać legalnie ojcem chrzestnym szóstki dzieci!).
To mocne osadzenie w życiu tu i teraz, na które, jako ważne, wskazywali w kontekście duchowym Mistrz Eckhart czy Alan Watts, w antropozofii przyjęło kształt maksymy wyrażonej w słowach: Niebo potrzebuje Ziemi i Ziemia potrzebuje Nieba. Gdyby antropozofia miała swój sztandar – pisał Jerzy Prokopiuk – to byłaby to lemniskata, czyli pionowo ustawiona ósemka – 8 – symbolizująca połączenie Nieba z Ziemią. Nie powinno rezygnować się ze świata materialnego, gdyż stanowi on, inaczej niż zakładała np. gnoza antyczna, poletko doświadczalne, bez którego rozwój duchowy okazuje się niemożliwy.
Bogata spuścizna, którą pozostawił po sobie Jerzy Prokopiuk, ofiarowuje nam szansę obcowania z Jego myślą i osobą jeszcze przez wiele lat. I za to powinniśmy być mu wdzięczni. On sam, po pracowitym życiu, w którym cierpliwie wypełniał misję, nie zapominając o uczuciach i potrzebach innych ludzi, rozpoczął nowy etap swojej egzystencji. W wierszu z lat 50. napisał: Ciężko, niezdarnie unosi się strop na krętych palcach kolumn, aż posadzka zachłystuje się śmiechem kamieni. Drzwi kołyszą się pchnięte ręką młodego mnicha, który mrużąc oczy, stoi w przezroczystym świetle poranka…
W ostatniej naszej rozmowie Mistrz powiedział, że uczuciem, które towarzyszy mu, gdy myśli o śmierci, jest ciekawość. O lęku nie wspominał.