Co by się stało, gdybyśmy zostali nagle skonfrontowani z utraconą częścią nas samych? Czy zdołalibyśmy pojednać się ze sobą, czy też odwrócilibyśmy wzrok, pełni lęku? Takie pytanie można zadać po obejrzeniu islandzkiego serialu Katla, który – rozgrywając się w realiach surowej Natury, z wulkanem w tle – wrzuca nas w świat przywodzący na myśl Solaris Lema
Tematyka powracających – najczęściej z martwych – była eksplorowana w takich serialach, jak francuski dramat Powracający (2004), brytyjska produkcja In the Flesh (2013), amerykańska Resurrection (2014), czy australijska Glitch (2015).
Na tym tle Katla (2021) wyróżnia się jednak, przywodząc na myśl bardziej kino autorskie spod znaku Andrieja Tarkowskiego, gdzie akcenty zostają położone na psychologię postaci, a trudne do wytłumaczenia wydarzenia mają swą symboliczną logikę.
Akcja serialu rozpoczyna się rok po gwałtownej erupcji tytułowego wulkanu podlodowcowego.
Incydent ten w dramatyczny sposób zakłóca spokój małego miasteczka, Vik, zmuszając wielu jego mieszkańców do opuszczenia domów, gdy lód w pobliżu Katli zaczyna topnieć. Gríma (Guðrún Eyfjörð), wciąż szuka swojej siostry Asy (Íris Tanja Ívars Flygenring), która zniknęła w dniu erupcji.