Wiem, że większość ludzi wolałaby możliwie bezproblemowo przejść do nowego, lepszego świata, ale obserwujemy nałożenie się w krótkim czasie ciosów w cywilizację poprzez wywieraną, narastającą presję (oznaki wchodzenia w kryzys gospodarczy w 2019 r., później zaraza, inflacja, wojna i wynikające z niej problemy żywnościowe). Zmusza to do poważniejszego przyjrzenia się wersji o wymuszonej przemianie, polegającej na obalaniu wzorców
W takiej sytuacji nie unikniemy pytania dlaczego zmiana na lepsze ma zachodzić wbrew światu i ludziom. Nakreślę to skrótowo, bo chciałbym skupić się na najważniejszym składniku całej strategii. Problem w tym, że ludzie w tym świecie nie rozumieją rozwoju, a ściślej jego zupełnego zablokowania. Pominę, co do tego stanu doprowadziło i dlaczego blokada jest tak silna, że wyklucza wpływanie przez argumenty.
Oto w dyskusji na temat zaburzeń psychicznych w naszym kraju, jaka toczyła się w 2019 r., padła informacja, że dotyczą one 8 milionów Polaków, przy czym szef warszawskiego Instytutu Psychiatrii dodał, że liczba ta nie obejmuje dzieci, bo zwiększyłoby wartość mniej więcej do 12 milionów. Wiadomo, że od tamtego czasu
problem znacznie się nasilił
Droga ta staje się udziałem tysięcy dzieci, że o dorosłych nie wspomnę. Jest to całkiem czytelna sytuacja cofania ludzi w rozwoju, nie wywołująca i nie mogącą wręcz wywołać żadnej naprawy. Ludzie nie są w stanie zobaczyć mechanizmu tego jednoznacznego upadku, więc nie przyjmą też żadnych rozwiązań. Wielokrotnie próbowałem zwrócić na to uwagę.
Wspomniałem o tym problemie, bo odegra on rolę zasadniczego bodźca w dokonujących się przemianach. Była o tym mowa w objawieniu z La Salette, że chaos i gniew ludzi przebiją sklepienie niebios, a ksiądz Bronisław Markiewicz, nazywany polskim Janem Bosco, otrzymał w 1863 r. przekaz, że głód i stosy trupów sprowadzą zarazy, które pożrą ich więcej, aniżeli żelazo i pociski pękające. Na dobitek, tłumy pozostałe rzucą się na możnych i potężnych tego świata i zbroczą dłonie swoje krwią bratnią.