Przytoczone słowa z Burzy Williama Szekspira można interpretować dwojako: w sposób doczesny i eschatologiczny. W pierwszym wypadku oznaczają sugestię, że jest już tak źle, że gorzej być nie może, co widać po otaczających nas par excellence osobnikach z piekła rodem. W drugim, że oto nastał Dies irae, dies illa, solvet cosmos in favilla! (Dzień gniewu, ten dzień, rozpuści Kosmos w żarze!)
To cytat wzięty ze średniowiecznej rymowanki, mówiący o dniu, w którym nastąpiło chwilowe uwolnienie szatana, a ludy Goga i Magoga okrążają obóz świętych – o czym z kolei mówi Apokalipsa św. Jana. Możliwa też jest mieszana interpretacja doczesno-eschatologiczna: dominacja nad nami tu i teraz istot spod ciemnej gwiazdy stanowi oczywistą zapowiedź niechybnego końca świata – Dnia Gniewu. Tak czy inaczej, słowa o pustym piekle niczego dobrego nie wróżą.
Dziwny stan
Wydaje się, że ludzkość jeszcze nigdy w historii nie miała tak światłych przywódców, humanitarnych elit. Słowa takie jak człowiek, jego dobro czy zrównoważony rozwój, który żadnej osoby nie wyklucza z podziału zasobów tego świata, sprawiedliwość społeczna – odmieniane są przez wszystkie przypadki ustami światowego establishmentu równie często, jak apele i zarządzenia mające zapewnić dobrostan istotom czującym, czyli zwierzętom. Z drugiej strony, każdy kto spojrzy poza dekoracje i deklaracje, dochodzi do wniosku, że coś tu nie skleja się, nie pasuje.
Druga strona tego, co obecnie prezentuje sobą świat, mówi wyraźnie – oni nas nie lubią, a to że niby lubią, a nawet przepadają za nami, jest tylko parawanem, tekturową dekoracją sceny spalonego teatru groteski, za którą ukrywa się maszyneria nienawiści. Coraz częściej, chociaż nie z mediów głównego nurtu, bo mainstream gra w tej samej drużynie, co samozwańcze elity, czy to New York Times, CNN, BBC, czy nasze nadwiślańskie odpowiedniki, wszystkie te przekaziory zostałyby zdmuchnięte jak świeca na wietrze, gdyby nie wtórowały tym przekazom, którym trzeba – więc z mediów alternatywnych dochodzą nas często dobrze udokumentowane wieści, że organizacje typu Komisja Trójstronna z siedzibą w Paryżu, Klub Bilderberg, Światowe Forum Ekonomiczne, uważają, że jest nas dużo, o wiele za dużo oraz zadają sobie pytanie: Czyśmy się trochę nie zanadto ostatnio rozdokazywali? (że zacytuję zgrabny dwuwers z piosenki Wojciecha Młynarskiego W co się bawić?). A źródłem nadmiaru baraszkowania jest zbyt obfita wolność, której zażywamy ku irytacji rządzących nami demonów.
Rządy wirusa koronowanego
Podczas tzw. pandemii szereg wybitnych postaci świata medycyny jednoznacznie krytykowało politykę covidową, określając ją mianem obłędu, szaleństwa, a nawet zwykłego szalbierstwa, przejawem nieliczenia się z osiągnięciami nauki. Doszło nawet do tak przewrotnej sytuacji, że chcąc uzasadnić niektóre z licznych absurdalnych decyzji, władze i ich eksperci powoływali się na ciemne i zabobonne średniowiecze. To prawda, że w czas morowego powietrza robiono ludziom lockdowny, czyli zamykano w domach i zakazywano opuszczania ich pod groźbą kar, że stosowano kwarantanny, a wielu ludzi nosiło na twarzach płótna zakrywające usta i nos.
Jak prawdą jest, że ten typ pozamedycznego zabiegu zapobiegawczego nie pomagał: ludzie nadal zarażali, zamknięte domostwa stawały się umieralnią, a obandażowane usta i nosy wciągały morowe powietrze równie sprawnie, jak niezabandażowane. Umierali również medycy odziani w odzież ochronną: woskowane czarne płaszcze, kapelusze i maski w kształcie dziobów, w które wkładano zioła mające pomóc w swoistym filtrowaniu wypełnionego morem powietrza. Polskę czarna śmierć ominęła, ale nie dlatego, że nie wpuszczano kupców z dalekich stron do miast, zanim nie przeszli poza ich murami kwarantanny. Co spowodowało, że na przerażającej mapie europejskiej epidemii Polska była zielona wyspą? To już pozostaje zagadką. Przywoływanie, w czasie pandemii, historii czternastowiecznej czarnej śmierci, która zabiła połowę mieszkańców Europy, było zagrywką czysto psychologiczną, propagandową.