Gdy po przyznaniu mu literackiej Nagrody Nobla w 1981 r., Gabriel Garcia Marquez udzielał wywiadu tygodnikowi Die Zeit, powiedział: Śmierć będzie jedynym ważnym wydarzeniem mojego życia, o którym nie zdołam już opowiedzieć. Czyżby wielki Gabo się mylił? Czyżby – wbrew pozorom – i z tego zdarzenia, nie przekraczając śmierci klinicznej, można zdać relację?
1.
Zauważyliśmy ją z daleka. Obła, walcowata konstrukcja – długa na kilkadziesiąt metrów, wysoka na kilkanaście – wyrastała z trawiastej równiny, która przechodziła w pasmo niewysokich wzgórz. Obok stało już kilka szeregów aut i kilkanaście rzędów właśnie rozbijanych namiotów. Po przejechaniu ponad tysiąca kilometrów, byliśmy na miejscu. Na horyzoncie, w lekkiej mgle majaczyły sylwetki kilku wysokościowców w pobliskim Lucenecu (Łuczeńcu) – niewielkim miasteczku na południu Słowacji.
To właśnie tu, na tej spalonej słońcem równinie, jeszcze tego samego dnia miał się rozpocząć kurs świadomego umierania – phowa (czyt. poła). Słyszeliśmy na jego temat wiele niesamowitych historii, które pragnęliśmy zweryfikować na własnej skórze. Z niecierpliwością przestępowaliśmy z nogi na nogę i nie mogliśmy doczekać się tego, co miało tu się zacząć dosłownie za chwilę…