…22 lipca 2019 r. za Tęczowy Most, przegrywając batalię z chorobą. Wypierał ze świadomości jej istnienie, jakby liczył, że i ona o nim zapomni.
Niełatwo w paru słowach wspomnieć tak nietuzinkową postać, jaką był, zwłaszcza, gdy spędziło się z nim długie lata wspólnego życia i pracy, tworzyło razem tak nietypowe pismo jak NIEZNANY ŚWIAT.
Reżyser Andrzej Kałuszko powie o nim: Marek to wyznacznik i wzorzec człowieka, dziennikarza, pisarza, badacza, przyjaciela . I trudno się z tym nie zgodzić. Jego inteligencja, swoisty dowcip, niesamowita pasja tworzenia i fachowość sprawiały, że niełatwo było dorównać mu kroku. Życie z nim stanowiło niezwykle ciekawe, ale i trudne doświadczenie.
Współpracował z wieloma czasopismami. Wyraziście zaistniał w Prawie i Życiu, m.in. jako reporter sądowy.
Gdy odkrył, że opisał wszystkie powtarzające się mechanizmy działające w tej sferze, zaczął poszukiwać odmieńców, zainteresował się zjawiskami, określanymi dziś mianem z pogranicza (nauki).
Wydał kilkanaście reportaży w cyklu Ekspres Reporterów. Powstały książki:
Miejsce na górze, Paralaksa, Schody, Bajki polskie. Reportaże sądowe, Złamana lanca, sztuka Kołysanka, a dla młodzieży: Wielka zasadzka oraz Noc komety. Był współautorem scenariusza do polskiej komedii obyczajowej Wielka majówka.
Wspólnie napisaliśmy Nieuchwytną Siłę oraz Powrót Nieuchwytnej Siły, będące chyba jedynym w świecie, reporterskim zapisem zjawisk psychokinetycznych. Pierwsza z pozycji trafiła do Antologii polskiego reportażu XX-go wieku 100/XX pod redakcją Mariusza Szczygła. Szczególną pozycją okazało się Polskie życie po życiu – relacje ludzi ze stanu śmierci klinicznej, których jaźń opuszczając ciało penetruje granice światów. Podsumowaniem życiowo-reporterskiej drogi stały się Przypadki metafizyczne.
Był laureatem kilkudziesięciu konkursów reporterskich,
w 1986 r. uhonorowanym Nagrodą im. Ksawerego Pruszyńskiego za całokształt dorobku w dziedzinie reportażu. Od 1990 r. pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia Krajowy Klub Reportażu – ogólnopolskiej organizacji reportażystów.
Również w 1990 r. – jako twórca koncepcji redakcyjnej miesięcznika NIEZNANY ŚWIAT, został jego redaktorem naczelnym i z zadania tego wywiązywał się w sposób perfekcyjny. Jeszcze na krótko przed śmiercią nie zwalniał tempa pracy, szkicując układ kolejnych numerów, szlifując warsztatowo teksty, dobierając ilustracje.
Na łamach nieustępliwie bronił swych poglądów, tego, co było dla niego ważne, w tym prawa zwierząt do godnego życia.
W felietonach z pasją i dociekliwością komentował rzeczywistość. Starał się, aby kierowane przez niego czasopismo uczyło patrzeć dalej i głębiej, czuć więcej. Odsłaniał także kurtynę materii, ukazując coś więcej – Świat Ducha. Dzięki temu Czytelnicy odnajdywali własną życiową ścieżkę, poznawali podobnych sobie ludzi.
A jednak w życiu codziennym skromny, delikatny, cenił kameralność i spokój, pewien dystans, unikał agresji, walki. Lubił zagłębiać się w swoim świecie intelektualnych przemyśleń. Jego analityczny, dociekliwy, błyskotliwy umysł oraz swoiste poczucie humoru dawały mu zdolność przekazywania istotnych prawd, niekiedy w formie anegdoty.
Był niezwykłym człowiekiem, jedynym w swoim rodzaju. Ceniącym uczciwość i szczerość. Odważny, bezkompromisowy w obronie wyznawanych poglądów i tego, co uznał za ważne. Wrażliwy na krzywdę słabszych, w tym zwierząt.
Na początku dziwne było nasze wspólne pisanie reportaży z kręgu zjawisk nieznanych, a potem książek. On górował warsztatem i racjonalizmem w podejściu do opisywanych tematów, ja – intuicją, odczuciem emocji oraz tego czegoś, trudnego do nazwania. Często pytał: Skąd wiesz? Odpowiadałam: Ot, tak jak Ty wiesz, że słońce świeci lub deszcz pada. Z czasem uznał, iż obie drogi rozpoznawania rzeczywistości, racjonalna i intuicyjna, są równoprawne. Jeszcze później niekiedy da-wał priorytet tej drugiej, choć nigdy nie po-zbył się marginesu sceptycyzmu, co pozwoliło mu zachować pewien dystans do badanych oraz opisywanych faktów i wydarzeń.
Od lat żył pasją tworzenia NŚ. Na dalszy plan zeszły niestety nasze górskie wędrówki, które oboje bardzo lubiliśmy, jazz i podróże pozwalające rozpoznawać wspólne, najwyższe wartości w inności miejsc oraz ludzi.
Gdy ks. arcybiskup Bolesław Pylak stwierdził u niego niezwykle wysokie wibracje i poziom duchowy, z wrodzoną skromnością odparł, że to chyba pomyłka. Jednak jego intuicja nierzadko dochodziła do głosu w przypadku doboru tematów, materiałów, ilustracji, czego potwierdzeniem była następująca niebawem rzeczywistość.
Chciałeś budować pałac
Piękniejszy niż te w niebie
Z jasnych kolorów budowaćGdzie tęczą byłby fundament
Powietrzem wiatr psotny
Rozbarwiony pastelami
Gdzie nie byłbyś samotnyI ułożyły się gwiazdy
W wymarzoną tęczę
A pałac będzie trwał
Ręczę
asz
Mimo iż tak wiele lat spędziliśmy razem, dopiero niedawno – dzięki temu, czego nauczyła mnie Marianna Bartke i Aleksander Deyev – odkryłam, jak wspaniałą miał duszę. Świetlista, biało – perłowa pulsowała leciutko w rytm serca przytłoczona nieco prymatem intelektu. Jak widać, dosyć miała ziemskich doświadczeń. Zatęskniła za domem. A może po tamtej stronie był Marek bardziej potrzebny? Niestety bez niego zarówno NŚ, jak i cały ziemski świat nie będą już takie same.
Odszedł swoją ścieżką, o wiele za wcześnie.
I nie chce się wierzyć, iż go z nami nie ma. Wciąż łudzę się, że wyjechał w dłuższą delegację i kiedyś spotkamy się w domu, aby znów tworzyć wspólnie coś pięknego i wartościowego. Gdy prosiłam, by się zrelaksował, czując, że zaczyna się dziać coś złego, wciąż nie mógł znaleźć dla siebie czasu, tyle było ważniejszych dla niego, ciekawszych spraw.
Została wielka pustka w tym wymiarze i morze łez. Mając moje doświadczenie ezoteryczne z pogranicza życia i śmierci, wsparcie bliskich, którzy odeszli za Tęczowy Most, a niekiedy zaszczyt rozmowy z duszami – powinnam łatwiej znieść to rozstanie, a jednak tak nie jest. Boli i trudno pojąć, dlaczego tak się stało.
Nie przeczytamy jego celnych felietonów, a w perfekcyjnym szlifowaniu tekstów nie zamieni kropki na średnik. Nie usłyszę: – Wiesz, to ciekawe, co powiedziałaś. Szkoda, że tego nie nagraliśmy…
Wierzę jednak, że po tamtej stronie powitały go rzesze wspaniałych świetlistych istot, jakie wcześniej pożegnaliśmy, a wśród nich Teofil vel Paszczak, nasz wielki przyjaciel, który był ewidentnie kimś więcej niż zwykłym kotem.
Mam nadzieję, że ten człowiek wysokiego słowa będzie nas z Góry nadal wspierał, a także czuwał nad swoim ukochanym czasopismem.