Listopadowa zaduma skłania do rozmyślań: O co w życiu naprawdę chodzi? Jakie jest jego prawdziwe znaczenie? Kim jestem w tym świecie? Czy istnieje ciągłość istnienia duszy? Czy możliwe są kontakty między światem materii a światem ducha? I wiele innych…
Kwestie te nurtowały Łucję Fice od zawsze. Szukając odpowiedzi w procesie własnej transformacji wnikliwie analizowała liczne książki, zgłębiała wiedzę różnych kultur, filozofii i religii. W pewnej chwili uświadomiła sobie, że dopiero praktyczne doświadczenia, z jakimi mierzymy się na drodze życia, albo nas budzą z letargu, albo odpychamy je, by spać dalej snem niewidzącego prawdy.
Przełomem i przebudzeniem stała się dla niej dopiero wieloletnia emigracja na Wyspy Brytyjskie i praca opiekunki ludzi starszych, głównie w domach opieki. Codziennie obcując z cierpieniem podopiecznych w ich ostatnich dniach, a także ze śmiercią, która czyha co dnia, zaczęła odkrywać własne wnętrze. Stało się to nauką samopoznania i swoistym drogowskazem w poszukiwaniu prawdy.
Zaczęło się od zdania: Nie jesteśmy tym, kim myślimy, że jesteśmy. Do refleksji skłaniał również napis widniejący na budynku CIA w USA: Nic nie jest takie, na jakie wygląda.
Łucja zrozumiała, że najbardziej doskonali się przez własne i cudze doświadczenia, co sprzyja odnajdywaniu Boga w sercu. Nie ma w życiu nic przypadkowego. Wszystko, co faktycznie dzieje się w naszym życiu, zachodzi w naszych sercach, bo umysł jest zniewolony – uważa.
Śmierć transformacją istnienia
– Miałam kiedyś 90-letnią podopieczną o imieniu Rose, bardzo bogatą kobietę, która mimo ciężkiej choroby, i nieustannego bólu kurczowo trzymała się życia. Nie miała łagodnego charakteru, wręcz można było nazwać ją zrzędliwą jędzą – wspomina Łucja.
Kobieta tuż przed śmiercią widziała swoją małą, dawno zmarłą córeczkę, rozmawiała z nią, a na pewno nie było to grą.
Bezpośrednio po śmierci starszej damy, Łucja odczuwała czyjąś obecność. Niewidzialna energia przez pewien czas łączyła ją z Ros. Miała wówczas wrażenie, jakby czas zatrzymał się, dryfujący umysł zawisł, a ona doświadczała wieczności.
Szczególnie poruszającym doświadczeniem w tym kontekście okazała się też niespodziewana śmierć męża.
Wszystkie przemyślenia oscylujące wokół kluczowych pytań, dotyczących naszego bytu, znalazły odbicie w książkach Łucji Fice, a w szczególności w tomie Za kryształowym lustrem. Dziś sięgamy po dwie jej refleksje charakterystyczne dla rozłąki z bliskimi, którzy odeszli za TĘCZOWY MOST. Śmierć starszej damy pokazuje, że możemy oddać ostatnie tchnienie świadomie i w spokoju, a wówczas zastanawiamy się, jakie ponadczasowe wartości zabieramy ze sobą do Zaświatów. Jedni, jak Ros, są przygotowani na to przejście granicy światów, dla innych jest ono zaskoczeniem. ona uznała, iż w pogoni za dobrobytem uzyskanym ciężką pracą zgubiła prawdziwe życie.
Anna Ostrzycka
*
Łucja Fice
O domu Rose: Zgubiłam prawdziwe życie
– Otwórz tę dużą szafę! Proszę.
Byłam zdziwiona słowem proszę, którego do tej pory nie słyszałam. Spełniłam prośbę. Odsunęłam duże szklane drzwi, których również nigdy nie otwierałam. Zdziwienie, które namalowało się na mojej twarzy nie było udawane. Musiało wprawić w zakłopotanie staruszkę, bo przyglądała mi się badawczo, chyba nie wiedząc, co mam na myśli, a ja tylko oniemiałam na widok zawartości jej szafy, w której zobaczyłam elegancką garderobę godną wielkiej damy. Wystarczył tylko rzut oka, by zmienić zdanie na temat tej kobiety, o której myślałam, że z chytrości chodzi w starych łachach.
Po chwili ciszy powiedziała:
– No, i po co mi te łaszki, fatałaszki, bibeloty, kamienice, meble, jak do trumny się nie zmieszczą. Po co było szarpać się i pracować? Zgubiłam prawdziwe życie. W ubóstwie też bym je przeżyła. – No! Ocknij się! – krzyknęła, bo stałam jak zahipnotyzowana. – Wyciągnij tę granatową garsonkę i białą jedwabną bluzkę. Na półce w woreczku jest zapakowana bielizna. Proszę, podaj.
Posłusznie wykonałam polecenie, którego celu nie znałam, zdziwiona jej spokojem i kulturą.
– Zanieś wszystko do mojego pokoju. Garsonkę też. Wróciłam do salonu. – Podaj teraz karton z butami. Staruszka wciąż trzymała woreczek na kolanach. – Otwórz szufladę! – wskazała palcem następny przedział szafy. Otworzyłam. Komplety jedwabnej bielizny leżały jak w luksusowym sklepie, a na niej księga. – Wyciągnij!
Na grubym, podniszczonym woluminie, gotykiem wypisane: BIBLIA. Podałam. Staruszka kartkowała powoli, a potem, na znajomej sobie stronie założonej zakładką, dotykała liter i wzdychała jak niewidoma. – Idziemy z powrotem do mojego pokoju – rzekła ciepło. Pomyślałam, że może szykuje się do fryzjera, ale nic mi nie było wiadomo o umówionej wizycie. Powoli pchałam wózek i oczekiwałam chwili, w której staruszka oznajmi, czego sobie życzy. – Naszykuj nowe pampersy! Proszę. Usłyszałam słowo proszę po raz drugi. – Oczywiście! Nie ma sprawy – potwierdziłam zamówienie, nie kryjąc zdziwienia. Musiałam ze swoją miną wyglądać ciekawie, bo staruszka bacznie przyglądała się mojej twarzy. Kiedy przyniosłam z łazienki pampersy, dostałam nowe zlecenie. – Teraz przebierz mnie i przygotuj łóżko. Spojrzałam na zegarek. Dobiegała szesnasta. Rose widziała moje zwątpienie, bo powtórzyła z naciskiem. – Przebierz mnie! Nie rozumiałam sensu tej przebieranki, ale przygotowałam łóżko. Przebraną kobietę nakryłam kołdrą. – Połóż moją lalkę obok – rozkazała. Podałam, nie chcąc jej drażnić. – Usiądź przy mnie!
Przysunęłam taboret do łóżka i usiadłam, zakładając swoim zwyczajem splecione ręce na łonie. Czułam, że w powietrzu wisi jakiś problem. Rose dotykała moich dłoni. Ujęłam jej kościstą rękę. Nie cofnęła jej i zadała pytanie:
– Czy jesteś szczęśliwa? Opowiedz mi coś o sobie.