Zasłynął jako świetny radiesteta, twórca znakomitych ekranów radiestezyjnych (RET‑0, RET‑1, RET‑2), a także skuteczny bioenergoterapeuta.
Wszedł w to w końcu lat 70. ub. w., a w latach 80. należał już do czołowej dziesiątki osób aktywnie zajmujących się radiestezją i bioterapią, zmierzających do wypracowania wysokich standardów zawodu, uczestniczących w eksperymentach i testach naukowych (m.in. w Towarzystwie Biocenotycznym).
Z wykształcenia inżynier elektronik, interesował się naturalnymi zabezpieczeniami radiestezyjnymi w budownictwie. Odgrzebywał stare metody, dostosowując je do nowych potrzeb.
Aby osiągnąć pewność odczytów radiestezyjnych, ćwiczył na studniach głębinowych o znanych parametrach technicznych, wydajności źródła, właściwościach wody. Dostrajając się wewnętrznie do tego, co o danym źródle było wiadomo, po setki razy trenował prawidłowość odczytów.
Podejmował przedsięwzięcia o różnej skali. W ekspertyzę ujęcia wody dla Chełma Lubelskiego zaangażowany był np. cały zespół. Przy pracach zakrojonych na tak dużą skalę uświadomił sobie, że brak precyzyjnego radiestezyjnego języka. Najczęściej każdy radiesteta używa własnych określeń, co utrudnia porozumienie odnośnie szczegółów.
– Techniki radiestezyjne są znanymi metodami i przeważnie możemy wskazać, gdzie występuje woda, na jakiej głębokości. Dużo trudniejsze jest podanie wydajności wskazanego źródła oraz jakości wody – mówił.
Wykonywał również ocenę biocenotyczną terenów przeznaczonych pod zabudowę. Polegało to na badaniu pod kątem radiestezyjnym całego żywego i martwego środowiska danego obszaru, a także ocenie jego wpływu na biosferę człowieka. Chodziło więc o wyznaczenie miejsca pod zdrowe domy i wykluczenie obszarów, które do zabudowy się nie nadają. W tym celu należało wyliczyć, jak będzie wyglądało napromieniowanie danego terenu w nieodległej przyszłości (np. za rok).
Uświadamiał, iż taka opieka radiestezyjna nad placem budowy powinna trwać dłużej. Wszelkie prace w terenie zmieniają bowiem energetykę przestrzeni, wykopy zmniejszają naprężenia gruntu, a stawianie budynków tworzy nowe naprężenia. Cieki wodne, z natury dynamiczne, co pewien czas zmieniają bieg, przemieszczają się, sprzyjają zmianie naprężenia ziemi. W ten sposób teren, pierwotnie dobry pod budowę, może stracić korzystne parametry.
Proponował wówczas poprawienie sytuacji energetycznej poprzez wprowadzenie naturalnych zabezpieczeń, tzw. kamieni węgielnych. Należało wbudować w konstrukcję budynku, w jego czterech rogach, duże kamienie, tzw. oblaki, najlepiej granitowe. Ewentualnie, gdy dom jest w stanie surowym, na najwyższym stopniu buduje się swoisty ekran rozpraszający promieniowanie cieków wodnych (w kwadracie 1,80×1,80 m).
Jeśli natężenie promieniowania nadal było ponad normę, sugerował wpuszczenie ekranu w najniższy strop budynku, z odpowiednio spolaryzowanych energetycznie względem siebie polnych kamieni. Ot, wybrukowanie otoczakami piwnicy.
Innym rozwiązaniem było zastosowanie polepy polskiej, czyli zaprawy murarskiej z kazeiną. Najczęściej pokrywa się nią strop na najniższej kondygnacji, niekiedy jednak zabieg ten należy wykonać na każdym piętrze.
Doradzał też w zakresie ujednolicenia warunków potencjałowych domu, tłumacząc, dlaczego ogrzewanie podłogowe jest korzystniejsze niż kaloryfery. Podkreślał, że daje ono bardziej jednorodną sytuację termiczną, a także elektrostatyczną.
– Zjonizujmy też ujemnie powietrze w mieszkaniu – podpowiadał – nawilżając je, np. stosując elektryczny jonizator, czy wprowadzając jonizujące ujemnie rośliny. Odkurzając regularnie mieszkanie usuwamy kurz, będący nośnikiem niekorzystnych ładunków elektrycznych. Wietrząc zaś pomieszczenia usuwamy wydychaną przez nas parę wodną o potencjale dodatnim. Węgiel aktywny (pochłaniacze do lodówek), umieszczony w mieszkaniu, będzie pochłaniać nie tylko zapachy, ale i kurz.
Uświadamiał potrzebę usuwania pamięci ścian, by nie obarczać się historią danego miejsca – po chorobach, przykrych przeżyciach poprzednich właścicieli – poprzez tzw. wydzwonienie lub obijanie.
Zabieg popularny w Chinach zapewnia, poprzez wywołaną w ten sposób falę akustyczną, mechaniczną, niedopuszczenie poprzez drgania do remanencji w murach negatywnych energii.
Jego ekrany – estetyczne, trwałe – dobrane i ustawione przez specjalistę, sprawdzały się znakomicie. Jerzy Rejmer (inny klasyk radiestezji, bioenergoterapeuta z czołowej 10-tki, z pierwszego wykształcenia doktor filozofii) z sukcesem zabezpieczył ekranami RET jeden ze znanych hoteli szwajcarskich. Ekrany, przez wiele lat produkowane przez inż. Ryszarda Korzenieckiego, miały licznych zwolenników wśród radiestetów i użytkowników.
Zajmował się także wieloma tematami, m.in. megalitami, szeroko pojętym zdrowiem i ekologią, ale trudno wszystko wspomnieć. Nasze drogi w ostatnim czasie trochę się rozeszły.