Etnografowie dziedzinę, którą się zajmuję, zwą demonologią ludową. Nie jest to zbyt fortunne z racji użycia słowa demon, które niektórzy rozumieją jako synonim zła w czystej postaci, czyli szatana. Moim zdaniem, mimo że oficjalnie zalicza się demony ludowe do wytworów fantazji, są one znakomitym obrazem tego, kim my sami jesteśmy. Więc poznając je, poznajemy pewien aspekt rzeczywistości
Nikt na wsi nigdy nie nazywał topielców, rusałek ani południc demonami. Prawda jest taka, że choć te istoty mają w sobie spore pokłady wredoty, to nie są ani do cna złe, ani całkiem dobre. Zawsze zajmują miejsce gdzieś pośrodku. Dlaczego? Ponieważ odzwierciedlają różne aspekty życia codziennego i tak jak nasze dni, bywają raz lepsze, raz gorsze.
Nie wolno również zapominać, choć w kulturze popularnej nie zawsze jest to widoczne, że większość tych demonów była pierwotnie pewnego rodzaju materializacją duchów przodków. Ich droga ku groteskowym postaciom, jakie znamy dziś z ludowych i popkulturowych opisów, zaczęła się od bardzo poważnego i obarczonego potężnymi tabu – kultu zmarłych.