O śmiechu, rozśmieszaniu i o terapii śmiechem z Lidią Stanisławską i Stefanem Janickim rozmawia Anna Schwerin
Oboje Państwo pracują wykorzystując naszą naturalną skłonność do śmiechu, ale różnią was założenia rozśmieszania…
Lidia Stanisławska: – Ja staram się skłonić widownię do śmiechu, rozśmieszyć, sprawić, żeby poczuła się lepiej, a Stefan uczy jak się śmiać…
Stefan Janicki: – A raczej uczę, jak wywołać śmiech wtedy, kiedy chcemy się śmiać, kiedy podejmujemy taką decyzję, nie czekając aż ktoś/coś, czyli jakiś czynnik zewnętrzny, nas rozbawi. Śmiech jest w nas, to naturalna reakcja człowieka na odczuwanie radości. Tę umiejętność gubimy podczas procesu socjalizacji. Uśmiechają się nawet kilkutygodniowe niemowlęta, jak również dzieci od urodzenia niewidzące i niesłyszące. One nie naśladują reakcji otoczenia, śmieją się bo czują radość.
Listopadowe, późne, dżdżyste popołudnie w środku tygodnia, przystanek autobusowy pełen sfrustrowanych potencjalnych pasażerów – tu też, Pana zdaniem, jest miejsce na spontaniczny, głośny śmiech?
SJ: – A dlaczego nie? Nie bójmy się reakcji innych, najważniejsze, co i jak sami o sobie myślimy. Na tym polega prawdziwa wolność.
LS: – Chociaż niewiele jest osób, które mają do siebie aż tyle dystansu. To jest naprawdę duża siła, mało kto ją posiada.
SJ: – Fakt, ja do tego doszedłem po kilku latach treningu jogi śmiechu. Za to teraz, z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że metoda ta dodała mi odwagi, żeby robić swoje i nie przejmować się zdaniem otoczenia. Powtórzę raz jeszcze: zwykle śmiejemy się wtedy, gdy społeczeństwo nam na to pozwala, czyli, jeżeli uzna, że coś jest zabawne. Wręcz panuje niepisana zasada, że im wyżej w hierarchii społecznej stoimy, tym normy są ostrzejsze. Generalnie, śmiech jest odbierany jako coś niepoważnego, a więc osoba, która się śmieje, z pewnością nie zasługuje na dojrzałe traktowanie. Sięgnijmy chociażby do popularnych przysłów: Śmieje się jak głupi do sera, czy Poznać głupiego po śmiechu jego. Normy społeczne to taki twór, w który jesteśmy wtłaczani od dzieciństwa i nikt nas nie pyta o zgodę. Czy wszystkie nam służą? Moim zdaniem akurat ta, która nie pozwala się śmiać, nie jest pozytywna.
Gelotologia (gr. gelos – śmiech) – dziedzina badań nad śmiechem i jego wpływem na zdrowie, która bada wpływ śmiechu na organizm z perspektywy psychologicznej i fizjologicznej. Jednym z twórców terapii był Norman Cousins.
LS: – Popatrzmy na dzieci, które śmieją się po prostu z odczuwanej całym organizmem radości życia: bo ptaszek leci, bo gdzieś biegną. Jeszcze nie są niczym skrępowane, żadnym kagańcem kodeksu dobrego zachowania – nie wypada, nie wolno, jest to źle widziane. Nieprzypadkowo aż tyle przysłów różnych narodów deprecjonuje śmiech. Do tych naszych, swojsko brzmiących dodam dwa, które jakoś szczególnie zapadły mi w pamięć: Śmiech bez przyczyny świadczy o braku wychowania oraz Durniowi nigdy nie dość śmiechu, leniuchowi nigdy nie dość snu… A przecież śmiech jest dobrodziejstwem, ma właściwości lecznicze, o czym przekonuje nas historia samouzdrowienia się śmiechem Normana Cousinsa, który zachorował na reumatoidalne zapalenie stawów – bolesną chorobę zwyrodnieniową. Cousins nie zaakceptował perspektywy bycia niepełnosprawnym, rozpoczął poszukiwanie metody dającej mu jakąkolwiek szansę na wyzdrowienie i zaaplikował sobie terapię śmiechem. Jak to zrobił? W szpitalu przyjmował odwiedziny tylko optymistycznych znajomych, czytał wesołe książki, oglądał wyłącznie komedie i po jakimś czasie okazało się, że choroba nie tylko wyhamowała, ale wręcz cofnęła się. Sama też mogę potwierdzić jak bardzo śmiech wpływa na nasz układ odpornościowy. Nie jest tajemnicą, że mam historię onkologiczną. Kiedy byłam w szpitalu, z koleżankami z sali tak się śmiałyśmy, że przełożona pielęgniarek przyszła i zapytała, czy nie zapomniałyśmy, gdzie jesteśmy. A my śmiałyśmy się właśnie dlatego! Królował czarny humor. Gdy szłam na operację, usłyszałam od koleżanki: – No lalunia, baw się dobrze! Wiedziałam, że jestem w dobrych rękach i nic złego nie może się zdarzyć. Śmiech podnosi poziom leukocytów w organizmie, które odpowiadają za naszą odporność. No i jeszcze ten wyrzut endorfin – hormonu szczęścia…
SJ: –… i naturalnego środka przeciwbólowego. Śmiech obniża też poziom kortyzolu, hormonu stresu, którego przez tempo życia posiadamy w nadmiarze. Jest takie powiedzenie: Śmiać się aż do utraty tchu… – i ma ono swoje uzasadnienie w anatomii. Otóż mamy w płucach ok. 30 % rezerwę powietrza, która nie wymienia się podczas codziennej naszej aktywności, nawet tej sportowej. Do jej wymiany dochodzi natomiast wtedy, gdy śmiejemy się do rozpuku, z głębi brzucha. Co ciekawe, informacja o śmiechu pojawia się w naszym mózgu już wtedy, gdy kącik ust zaczyna podnosić się lekko góry.