Ze znanym francuskim dziennikarzem i pisarzem, Stéphanem Allixem, o dowodach na życie po życiu oraz możliwości konfrontowania się ze swoimi poprzednimi wcieleniami, rozmawia Anna Ostrzycka
W Polsce ukazały się dwie Pana niezwykłe książki: „TEST. Dowód na życie po śmierci” (2018 r.) i „Gdy byłem kimś innym” (2019 r.). Swego czasu przeczytałam jedną po drugiej, co wywołało natłok pytań nawiązujących do moich osobistych doświadczeń. W miarę upływu czasu coraz trudniej było je zsyntetyzować.
Mam nadzieję, że nasz wywiad stanie się rozmową dwojga niekonwencjonalnych dziennikarzy i pisarzy. Oboje bowiem zaglądamy za zasłonę Nieznanego, usiłując przełożyć to, czego doświadczamy w kontaktach z „Tamtym Światem”, na język zrozumiały dla Czytelnika, który takich doznań nie posiada.
Pana droga zawodowa jest dość niezwykła. Zaczynał Pan będąc bardzo młodym człowiekiem, jako reporter wojenny. To był kontakt z brutalną rzeczywistością, gdzie życie warte jest tyle, co jedna kula.
Jak obecnie, z perspektywy czasu, uzasadnia Pan ten wybór. Zapewne wówczas inne były tego przesłanki (a może działały też czynniki nieuświadomione), dziś – gdy poznał Pan losy młodego, niemieckiego oficera SS, faktycznie żyjącego niegdyś Alexa (tu zaskakująca zbieżność jego imienia z Pana nazwiskiem) – rozumienie tego doświadczenia okazało się głębsze? Czy nie było tak, iż sam musiał Pan doznać dramatyzmu wojny, żeby w przyszłości trafić na trop młodego Niemca, który ostatecznie, pełen wątpliwości w sens tego, w czym uczestniczy, ginie na froncie wschodnim II wojny światowej?
– Zawód reportera wojennego fascynował mnie już w bardzo młodym wieku, ale wówczas z niezrozumiałych powodów. Pociągała mnie przemoc, wojna. Pragnąłem zrozumieć, jak to jest, że ludzie mogą się zabijać, pragnąłem zobaczyć to na własne oczy. Chciałem być w strefie działań wojennych, ale nie jako żołnierz, lecz jako obserwator-fotograf. Wtedy nie szukałem wyjaśnienia dla tej mojej ciągoty nastolatka, z pewnością trochę niedojrzałej. Teraz, po latach i po wielu doświadczeniach, dochodzę do wniosku, że być może za tym pragnieniem bycia reporterem wojennym kryła się potrzeba reaktywowania wspomnień, przeszłości, jaką odziedziczyłem z poprzedniego życia, aby je uzdrowić, uwznioślić, uczynić transcendentnymi.
Myślę, że wybory, jakich dokonujemy na przestrzeni życia, są kierowane naszą nieświadomością, tylko że nieświadomość jest pojęciem o wiele szerszym, niż sądzą psychoanalitycy. To z jednej strony sprawy, które schowaliśmy w sobie głęboko: nasze zranienia, sposób, w jaki przeżywaliśmy różne doświadczenia w dzieciństwie i później, odbicie wpływu wywartego na nas przez rodziców oraz otoczenie, świadomie i nieświadomie. Z drugiej zaś strony, pamięć ponadpokoleniowa, złożona ze spraw i problemów, z którymi nie umieli sobie poradzić nasi przodkowie, a które my dziedziczymy. Są to również poprzednie wcielenia, pamięć nienależąca do naszego rodu, ale jednak obecna w nas i poprzez nas się wyrażająca. Mam wrażenie, że w człowieku krzyżuje się wiele spraw, wiele wpływów i skoro spotykają się one w istocie ludzkiej, to po to, aby poprowadzić je ku uzdrowieniu.
Pozornie może dziwić, że ktoś, kto wytrzymał pod ostrzałem, na polu bitwy, zaglądał śmierci w oczy, stracił tam brata, mógł później tak głęboko otworzyć się na DUCHOWOŚĆ, doznania parapsychiczne.
– To śmierć brata otworzyła mnie na kwestie duchowe. Gdy byłem nastolatkiem interesowałem się tym trochę, tzn. raczej ezoteryką czy fantastyką. A potem, gdy zostałem reporterem wojennym, zetknięcie się z brutalnym światem, wojną i przemocą sprawiło, że odpuściłem sobie głębsze badanie tych kwestii. Rzeczywistością dla mnie było barbarzyństwo tego świata. Śmierć brata, gdy sam miałem 32 lata, przywołała pytania o znaczenie życia. Skoro można zginąć w tak głupi sposób, jak w wypadku samochodowym, to jaki sens ma nasza egzystencja? I, paradoksalnie, odpowiedzi na to pytanie nie szukałem w duchowości. Nie, nie chciałem jakichś wierzeń, potrzebowałem obiektywnych faktów. Gdy pytałem: Gdzie jest teraz mój brat? Jaki jest sens życia? – nie poszukiwałem odpowiedzi duchowej, pragnąłem odpowiedzi naukowej. Cóż wiemy o świadomości? Dlaczego tu jesteśmy? Dlaczego się rodzimy?
Tak więc udałem się, jako dziennikarz, do naukowców, neuronaukowców, lekarzy, badaczy, by szukać odpowiedzi i dopiero później, w trakcie tych moich dziennikarskich poszukiwań odkryłem szamanizm. Poprzez potężne, transcendentne praktyki, jakich sam doświadczyłem, połączył on mnie ponownie z duchowością. Duchowość dla mnie to wymiar, który nas tworzy, lecz sam wymyka się czasowi i przestrzeni, nie jest więźniem naszego ciała, ani wytworem mózgu. Mamy w sobie coś, co nazwę duszą, co do istnienia której jestem absolutnie przekonany. Ten fakt w równym stopniu potwierdzają moje badania naukowe, jak i praktyki szamańskie. Tak więc duchowość odkryłem na nowo dzięki szamanizmowi.