Z Włodzimierzem Paprodziadem Dembowskim – człowiekiem niekonwencjonalnym, nie do zdefiniowania w kilku słowach, który przeszedł głęboką, wewnętrzną ewolucję i swoim doświadczeniem dzieli się z innymi poprzez utwory muzyczne i warsztaty – o filozofii życia w chaosie współczesnego świata, znalezieniu własnego w nim azylu, a także roli miłości, nadziei, empatii oraz wyzwoleniu wewnętrznej mocy, w szczególności męskiej, rozmawia Anna Ostrzycka
Jesteś osobowością niezwykle interesującą, poza wszelkimi schematami, choć miewasz kontrowersyjne wypowiedzi i posty w social mediach. Mówią o tobie „mega odjechana postać”. Wokół tak wiele osób niezadowolonych, wciąż walczących o swoje miejsce w wyścigu szczurów, rzadko ktoś uważa, że dotyka szczęścia. A ty, czujesz się spełniony? Wciąż marzysz, planujesz, kreślisz cele?
– Kiedyś był socjalizm, a teraz socjal media. Znowu żyjemy w czasach, w których wystarczy mieć inne zdanie niż nieuznająca odmienności część społeczeństwa, by być uznanym za kogoś kontrowersyjnego. Kontrowersyjny, płaskoziemca, foliarz, ruski troll, szarlatan. W taki sposób pali się teraz na stosach nieposłusznych innowierców, wiedźminów i wiedźmy. Osobiście nie uważam się za taką osobę. Myślę, że jestem w miarę normalnym człowiekiem, choć to faktycznie może uchodzić za coś kontrowersyjnego.
Z każdym dniem czuję się bardziej spełniony. Człowiek, a zwłaszcza mężczyzna, musi mieć cel żeby żyć. Miałem taki etap w życiu, że trochę się te moje cele pogubiły i ja razem z nimi. Na szczęście Los podarował mi wspaniałą żonę, która wciąż mnie inspiruje i na brak celów nie mogę narzekać.