W huku nieprzerwanej, ogłuszającej palby co roku zabija się we Włoszech 250 milionów ptaków, podróżujących z Europy Środkowej i Północnej do Afryki. Co minutę – ginie ich pięćset.
Na bazarze w Neapolu zobaczyłem ptaki. Dziesiątki, setki ptaków. Wisiały na długich żerdziach, dziobami w dół, niczym ponura, naturalistyczna dekoracja. Były wśród nich czyżyki, skowronki, jaskółki, pliszki, drozdy i kolorowe papużki. Wiele spośród tych ptaków – wiedziałem o tym – w swą ostatnią drogę wyruszyło z Polski.
Przy największym straganie krzątał się facet o obliczu nieświeżej pizzy. Przyjmował właśnie kolejną dostawę. Pytanie, skąd bierze codziennie tych kilkaset ptaków, które potem sprzedaje, nie miało sensu. Odpowiedź na nie zna bowiem cały świat.
Prasa wielu krajów Europy bije na alarm. Barbarzyństwo Włochów, urządzających zorganizowane rzezie ptaków, dawno już rozsadziło lokalne ramy i zyskało wymiar międzynarodowy.
Powód jest prosty: obecna sytuacja grozi załamaniem równowagi ekologicznej na kontynencie. I nie są to bynajmniej bajdurzenia starszych pań zakładających towarzystwa dobroczynności dla zwierząt. O ochronie ptaków europejskich, którym, głównie za sprawą Włochów, grozi wkrótce totalna zagłada, mówiono swego czasu na forum ministrów państw EWG. W sprawie tej zostały wystosowane dziesiątki protestów ze strony organizacji zajmujących się ochroną środowiska. Wszystko to nie odniosło, jak dotąd żadnego skutku, gdyż Włosi pozostają głusi na apele cywilizowanego świata.
O rozmiarach zjawiska świadczą wymownie następujące liczby: co roku ginie nad Włochami dwieście pięćdziesiąt milionów ptaków odbywających stałe przeloty z Europy Środkowej i Północnej do Afryki.
Każdej doby zabijanych jest we Włoszech siedemset dwadzieścia tysięcy ptaków. Każdej minuty – pięćset. Te niewiarygodne, przerażające statystyki zostały sporządzone przez stowarzyszenia, które postawiły sobie za cel położenie kresu pogromom. Jednym z nich jest Komittee gegen den Vogelmord (Komitet przeciwko mordowaniu ptaków) zawiązany w Berlinie Zachodnim, który współpracuje z podobnymi organizacjami m.in. w Austrii, Szwecji i państwach Beneluxu. Dzięki jego działalności przed laty europejską prasę obiegła seria wstrząsających zdjęć dokumentalnych z polowań na ptaki, urządzanych masowo we Włoszech. Uświadomiła ona w pełni skalę i natężenie owego niebywale okrutnego procederu.
Tu niezbędna dygresja.
Okresowe wędrówki ptaków związane z porami roku oraz zmianami klimatu mają już swoją bogatą literaturę naukową. Wiadomo, że wraz z nastaniem jesieni miliony ptaków opuszczają północną i środkową Europę kierując się na południe – głównie do Afryki. Ptaki te lecą stałą, od setek lat nie zmienioną trasą, która przebiega właśnie nad Półwyspem Apenińskim. Uczeni nie od dziś starają się ustalić, na czym polega biologiczny fenomen, który sprawia, że mimo ogromnych odległości, jakie trzeba przebyć, ptaki bezbłędnie pokonują powietrzną drogę wiodącą je do celu. Jedna z hipotez głosi, iż w swoich przelotach kierują się one magnetyzmem ziemskim, ale jest to zaledwie przypuszczenie, którego nie udało się udowodnić.
W pamiętnych Dzieciach Wszechświata Hoimar von Ditfurth pisze wręcz o fantastycznej tajemnicy, ukrytej za całkowicie nie rozwiązanym do tej pory pytaniem, jak to się dzieje, że zwierzęta co zimy odnajdują tak odległy cel podróży, skąd wiedzą dokąd mają lecieć (przypomnijmy przy okazji, że temat ten podjęliśmy w Nieznanym Świecie w 1991 roku).
Jakkolwiek byśmy wspomnianego zjawiska nie nazwali: fantastyczną tajemnicą, czy fenomenem biologicznym, koniec końców okazało się ono dla ptaków zgubne. Pozbawiło je bowiem instynktu samozachowawczego, który – w obliczu corocznych pogromów, do jakich dochodzi podczas przelotu – powinien skłonić ptactwo do obrania nowych bezpiecznych dróg. Niestety, w tym przypadku ów tajemniczy, ślepy mechanizm stał się wyznacznikiem śmierci.
Liczbę osób strzelających legalnie we Włoszech oblicza się na blisko 3 miliony.
Tyle właśnie wydano w tym kraju licencji łowieckich. Nikt nie ma jednak złudzeń co do tego, że ilość posiadaczy nielegalnej broni (z reguły dubeltówek) jest wielokrotnie wyższa. Ponieważ Włosi w minionych dziesięcioleciach zasłużyli się wydatnie w bezmyślnym tępieniu własnej fauny we wszystkich jej odmianach, doprowadzili do jej tak znacznego wytrzebienia, że w końcu zaczęło brakować celu, a miliony dubeltówek zwróciły się na dobre ku niebu. W huku nieprzerwanej, ogłuszającej palby, giną nieliczne głosy rozsądku i nawoływania ludzi, którzy dostrzegają bezsens tej obłędnej, nie liczącej się z niczym i z nikim działalności. Przy czym jedynie w pewnym zakresie chodzi tu o łowiectwo uprawiane z tzw. pobudek konsumpcyjnych. Dania z ptaków są bowiem w restauracjach drogie i na obżeranie się nimi nie może sobie pozwolić byle kto.
Wspomniany przez mnie makaroniarz z neapolitańskiego bazaru i tysiące mu podobnych facetów prosperują dzięki temu, że działają w zorganizowanym systemie dostawców i odbiorców, wśród których rzadko trafiają się smakosze indywidualni. Rzecz natomiast w tym, że zabijanie ptaków stało się we Włoszech narodowym „sportem”, tolerowanym i popieranym przez państwo. Najbardziej niebezpieczni są ci, którzy z owego sportu uczynili swego rodzaju przemysł przynoszący im intratne zyski.
W polowaniach na ptaki dozwolone są wszystkie, nawet najbardziej odrażające metody, których stosowania włoskie prawo, niestety, nie zakazuje.
Dzięki temu można bezkarnie rozwieszać na drzewach wielkie zamaskowane sieci, w które wpadają tysiące zmęczonych ptaków, nadlatujących znad morza. Dużą popularnością cieszą się też „zasadzki”, w postaci nagłego oślepienia reflektorami lecących kluczy, a następnie wybijania ich co do sztuki. Znane są przypadki używania do polowań na ptaki działek szybkostrzelnych i helikopterów. Najbardziej jednak okrutnym i stosowanym powszechnie sposobem jest metoda tzw. szałasu. Była ona już opisywana również przez polską prasę, jedynie więc w dwóch słowach przypomnę, na czym cała rzecz polega.
Łowcy budują mianowicie szałasy-pułapki, przypominające wielkie altany bez dachu, pokryte za to cienką siecią. Szałas jest obsadzony niskimi krzewami, poprzez które ptaki mogą dostać się do środka. Wewnątrz umieszczony zostaje ptak wabik, najczęściej drozd, albo szpak. Wabika zawiesza się na mocnej nici i łamie mu się nóżki, albo wypala gorącym drutem oczy. Oszalały z bólu ptak, trzepocze się i krzyczy. Na ten zew zlatują z okolicy setki ptaków, które między gałęziami krzewów przenikają do środka. Przepłoszone przez zaczajonego w środku myśliwego próbują uciec górą i tam zaplątują się w rozciągniętą sieć. Takim sposobem można złapać jednorazowo parę tysięcy ptaków. Prawo włoskie – powtarzam – ów haniebny proceder toleruje i rozgrzesza.
Cała ta skandaliczna sprawa – oprócz jej aspektu humanitarnego i ekologicznego – ma również, o czym nie sposób zapominać, poważny wymiar ekonomiczny.
Jak obliczyła prasa włoska – Bóg zapłać za informację – ilość ptaków zabijanych co roku na Półwyspie Apenińskim jest mniej więcej równoważna 40 tysiącom ton owadów, które owe ptaki mogłyby zniszczyć. Te 40 tysięcy ton owadów skutecznie z kolei niszczy lasy i pola uprawne. Przewidywania zatem, że wkrótce staniemy w obliczu inwazji owadów, której nikt i nic nie będzie w stanie powstrzymać, nie są bynajmniej przesadzone. Prawda bowiem wygląda tak, że z ptaków, które opuszczają przed zimą Polskę i sąsiadujące kraje, powraca do nas wiosną jedynie niewielka ich część, zaś przyrost naturalny nie jest w stanie w żaden sposób wyrównać tych ubytków. Z raportów stacji ornitologicznych rozmieszczonych w różnych krajach Europy wynika, że wskutek masowych mordów ptaków niektóre gatunki już dziś osiągnęły próg zagłady.
Jakkolwiek Włosi w dziedzinie ptasiego barbarzyństwa dzierżą niepodzielnie palmę pierwszeństwa (w kraju tym zabija się corocznie tyle ptaków, ile we wszystkich innych państwach łącznie),
nie są w swym działaniu osamotnieni. Masowe polowania organizowane są również w Izraelu, Grecji i Turcji. W pierwszym z wymienionych państw prawo sankcjonuje zatruwanie zimujących tam skowronków, które jakoby zagrażają plonom. W Grecji oraz Turcji ptaki nie podlegają w ogóle żadnej ochronie i strzela się do nich przede wszystkim dla przyjemności. Masowe zabijanie ptaków jest również na porządku dziennym w tak cywilizowanym kraju, jak Francja, która jednak podjęła ostatnio pewne kroki ograniczające tego rodzaju polowania. Inna rzecz, że efekty są na razie mizerne.
W masowym apelu-proteście skierowanym swego czasu na ręce przewodniczącego Organizacji Jedności Afrykańskiej, gdzie jest mowa o konieczności podjęcia przez tę organizację działań przeciwstawiających się masowym rzeziom ptaków lecących również z Afryki, można przeczytać m.in. co następuje: Jesienią i na wiosnę w Turcji trwa zakorzenione już od lat tradycją wybijanie przelatujących ptaków drapieżnych. Brytyjska ekspedycja ornitologiczna publikowała wyniki swoich informacji na ten temat. Pisze się tam, że oglądane obrazy z polowań na często już ostatnie egzemplarze orłów, sokołów czy jastrzębi, jeżą włosy na głowie. Ptaków tych nikt później nie zbiera; po prostu pozostają w miejscu, gdzie je zastrzelono.
Okrutna, bezmyślna i katastrofalna w skutkach wojna przeciwko ptakom, której ton i rozmiary nadają Włosi spowodowała, że cała sprawa nieraz stawała na forum międzynarodowym.
Bardzo ostre protesty płyną zwłaszcza z krajów Europy Środkowej i Północnej. Niestety, nie są to zazwyczaj oficjalne dokumenty władz państwowych, a jedynie wystąpienia rozmaitych stowarzyszeń i organizacji, wskutek czego spotykają się one we Włoszech z ostentacyjnym lekceważeniem. Przykładem może tu być historyczna już uchwała włoskiego Senatu sprzed kilkunastu lat, który wypowiedział się przeciwko objęciu ochroną określonych gatunków ptaków. Jedno z pism włoskich, skomentowało zjadliwie ów fakt pisząc, iż Panowie senatorzy mają tak wykwintne podniebienia, że zatracają zdolność myślenia szerszymi kategoriami niż jedynie pojemność własnego brzucha.
Najbardziej perfidne w całej sprawie jest to, że wielkie firmy, produkując broń myśliwską, sieci do pułapek i amunicję, wydają niemałe pieniądze na reklamę i popieranie polowań przez tzw. czynniki oficjalne oraz środki masowego przekazu. Szermuje się przy tym cynicznym i kłamliwym argumentem, jakoby ptaki były wrogiem numer jeden włoskiego rolnika. Ta dobrze skalkulowana propaganda robi swoje. Dochodzi do tego, że wielu pseudomyśliwych uiszcza wysokie opłaty za wynajmowanie terenów łowieckich w innych krajach – m.in. na północy Afryki – w celu prowadzenia straszliwej, wyniszczającej wojny przeciwko ptakom.
Ptakom – między innymi – naszym.
Może ktoś zapytać: co dalej? Właśnie. Biorąc pod uwagę nieskuteczność wszystkich podejmowanych dotychczas w tej dziedzinie kroków, niezbędne staje się zajęcie oficjalnego stanowiska przez władze zainteresowanych państw. Dotyczy to również Polski, w której – przypomnijmy – niemal wszystkie dziko żyjące ptaki objęte są ochroną. Ochrona ta, realizowana w najlepiej pojętym interesie środowiska naturalnego, kosztuje. Niezależnie więc od względów czysto humanitarnych problem ma również swój aspekt gospodarczy. Żadną miarą nie możemy godzić się, by to, co my obronimy, inni w sposób zorganizowany i bezmyślny niszczyli.
W walce ze szkodnikami w lasach i na polach ptaki są naturalnymi sojusznikami człowieka. Im więcej ptaków, tym mniejsza potrzeba stosowania rozmaitych środków chemicznych, które, likwidując owady, wywierają również ujemny wpływ na ludzkie zdrowie. Nie możemy pozwolić, by nasze ptaki podczas przelotów nad Włochami i innymi krajami były masowo zabijane i by praktyka ta była sankcjonowana prawem. Problem – taki jest pogląd naukowców i ludzi działających na rzecz ochrony środowiska w licznych państwach – dojrzał więc do opracowania międzynarodowej konwencji, która położyłaby kres ptasiej zagładzie. Jeśli do tego nie dojdzie, Europa stanie się wkrótce jedynym na świecie kontynentem bez ptaków.