Z Rafałem Łukaszem Śliwińskim – twórcą i redaktorem naczelnym STUDIO VTV 1 oraz STUDIO VTV LIVE rozmawia – Dorota Czerwińska
Pochodzisz z Brzeźnicy pod Skawiną. Co przywiodło Cię ponad dekadę temu do Wrocławia?
– Przyjechałem tu do pracy, prosto z Krakowa. Natomiast całe dzieciństwo spędziłem w rodzinnym domu, blisko przyrody. I właśnie ta część życia mocno uwrażliwiła mnie na sferę ducha, o czym mogłem przekonać się dopiero po wielu latach.
Jesteś najmłodszy z piątki rodzeństwa. Jak wyglądały Wasze relacje?
– Ze względu na dużą różnicę wieku (z najstarszym bratem dzieli nas 25 lat), nasze rozmowy były ukierunkowanie na tematy poważne. Jednak czas wolny spędzałem na ogół sam, na łąkach. Mieszkaliśmy na terenie osuszonych stawów, w przysiółku Pasieka, gdzie nocą widywane były świetliste płomyki. Krążyło o nich wiele legend, starsi ludzie opowiadali, że to zagubione dusze unoszą się nad łąkami i próbują zwieść zbłąkanych nocą ludzi w stronę rzeki.
Na tamtym etapie życia ukształtowała mnie mocna wiara w Boga, a śmierć tak naprawdę towarzyszyła mi przez całe dzieciństwo. Często zadawałem sobie pytania, dlaczego ludzie umierają i co dalej… Nie potrafiłem zrozumieć, czym jest wieczność. Przerażała mnie. Gdy miałem kilkanaście lat, często chodziłem na pogrzeby. W latach 90. ub.w. na wsiach trumna jechała na drewnianym karawanie zaprzęgniętym w konie, za nią szła orkiestra dęta i kondukt pogrzebowy. Widok niezwykły i niespotykany w dzisiejszych czasach. Robił na mnie niesamowite wrażenie, jak wszystkie towarzyszące mu obrzędy.
Atmosfera, w której dorastałem mocno działała na moją wyobraźnię. W ogóle bardzo intensywnie wspominam tamten czas i miejsce. Mimo wszystko życie wtedy było beztroskie, pełne ciągłych dziecięcych odkryć. Dziękuję moim rodzicom, zwłaszcza mamie, która zawsze pomagała w trudnych momentach. I tak jest do dziś. Mamy bardzo dobre relacje.
Po latach odkryłeś źródło swoich zainteresowań Nieznanym?
– Tak, podczas regresji hipnotycznej dowiedziałem się, że w wielu poprzednich wcieleniach byłem związany z kapłaństwem i odprawianiem obrzędów kościelnych. Często też odradzałem się jako wojownik. Prowadziłem samotne życie, walcząc w wojnach m.in. w zastępach Czyngis-chana lub modląc się i kontemplując w zakonie. Zastanawiam się, czy moje obecne życie nie jest przygotowaniem do kolejnej walki.
W obecnym dorosłym życiu stąpałeś jednak mocno po ziemi…
– Po szkole podstawowej wyjechałem do Krakowa. Tam zdobyłem kilka zawodów. Jako świeżo upieczony inżynier zatrudniłem się na stanowisku urzędnika państwowego, zajmując się oceną warunków technicznych budynków w tym mieście. W wieku 30 lat awansowałem na stanowisko kierownicze i stałem się odpowiedzialny za kontrolę szpitali w całym województwie małopolskim, m.in. szpitalnych prosektoriów. Miałem więc znów na co dzień do czynienia ze śmiercią. Ten temat ciągle powracał. Widok zmarłych na stołach sekcyjnych to duże wyzwanie i mocne przeżycie. Trauma, a jednocześnie refleksja, że z jednej strony człowiek jest istotą duchową, a z drugiej – tak naprawdę niczym. Poczułem wtedy (bo zawsze miałem w sobie wewnętrzny głos, który się nie mylił), że moje życie się zmieni, wyjadę z Krakowa i zajmę się czymś innym. I wkrótce znalazłem pracę we Wrocławiu, też w urzędzie.
Co sprawiło, że w 2010 r. zacząłeś rozwijać swoją pasję związaną z duchowością?
– Często winiłem Boga za swoje niepowodzenia, choroby czy smutki. Nie zgadzałem się z tym, że w międzyczasie przechodziłem zapalenie serca i inne dosyć poważne schorzenia. Wówczas prawie otarłem się o śmierć. I właśnie w tym trudnym czasie na mojej drodze stanął spirytyzm i poczucie tego wewnętrznego głosu. Zrozumiałem, że każdy człowiek ma na Ziemi swą misję do spełnienia – jeden wychowuje dzieci, drugi pisze książki etc. To był moment przełomowy w moim życiu. Do Polski przyjechał wtedy Divaldo Franco ze swoim wykładem, a ja po raz pierwszy poczułem, czym naprawdę jest życie. Dostałem odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania oraz autograf w jego książce.
Kolejnych spirytystów poznałeś we Wrocławiu?
– Tak. W listopadzie 2011 r. poczułem wreszcie, że jestem we właściwym miejscu. Chodząc od sklepu do sklepu poznawałem miasto, a na forach internetowych szukałem ciekawych ludzi i miejsc. Pewnego dnia trafiłem na spotkania Polskiego Towarzystwa Studiów Spirytystycznych. Tam poznałem Jarka Filipka (patrz: Lekarz zagubionych dusz…, NŚ 06/2021). Był pasjonatem Nieznanego, niestrudzenie szukającym sposobów dotarcia do prawdy i ta cecha łączy nas do dziś. Po którymś ze spotkań zapytałem, czy nie chciałby nagrywać ze mną audycji w radiu. I tak powstało Studio Czasu i Przestrzeni. Muszę tutaj dodać, że od samego początku drogi medialnej używałem pseudonimu artystycznego Michel B. Rachel. Po tylu latach właściwie w ten sposób jestem rozpoznawany i nie ukrywam, takie też było moje zamierzenie.
Ta audycja była Twoim nowym pomysłem na życie?
– Nie, to była kontynuacja wspólnej pasji. Nigdy nie miałem w planach zostać dziennikarzem, za to tworzyłem muzykę do internetowego Radia Niezależnych Artystów. Podobała się wielu ludziom, więc rozszerzyliśmy naszą współpracę o nową audycję. Z mikrofonem i komputerem w plecaku jeździłem do domów moich rozmówców. To była orka na ugorze. Nagrania wykonywałem po pracy, bezpłatnie, hobbystycznie. Po jakimś czasie zadebiutowałem jako wolontariusz w Niezależnej Telewizji u Janusza Zagórskiego.
Jak wspominasz pierwszy kontakt z kamerą?
– Czułem się dosyć niekomfortowo ze względu na stres, który mi towarzyszył. Atmosfera w studiu telewizyjnym nie daje intymności, jaką stwarza radio. Przełamałem jednak swoje opory i realizowałem nagrania z Wojtkiem Drewniakiem. Po jakimś czasie rozstaliśmy się z Januszem i stworzyłem Studio VTV. Zaczynałem w spartańskich warunkach na ul. Lelewela, w bardzo małym pomieszczeniu, za to z nieocenionym wsparciem Jarka Filipka – współtwórcy całego projektu. I tak naprawdę od tego momentu zaczęła się gra, zabawa, misja.
Jaka idea Wam przyświecała?
– Pozwolić wypowiedzieć się tym, którzy budzą innych ludzi.Myślą, którą kierujemy się w VTV jest: Ważny jest dla nas człowiek, ważny jesteś Ty. I przez te wszystkie lata, poszukujemy wspólnie z zaproszonymi gośćmi odpowiedzi na fundamentalne pytania egzystencjalne, próbując rozwikłać zagadki życia i śmierci. W ten sposób poznałem i promowałem wiele znaczących w tym środowisku postaci. To m.in.: dr Mieczysław Cenin, dr Andrzej Kaczorowski, Irina Liszczuk, dr Viktor Zenni czy Ryszard Gąsierkiewicz. Dzięki Studio VTV szersza widownia mogła po raz pierwszy usłyszeć o Dyktowaniach ludzi w duchu Roberta Gajdzińskiego, czy posłuchać nagrań Barbary Kazany.
Wypromowaliśmy wiele miejsc, w których odbywały się cykliczne spotkania poświęcone tematyce zdrowia i duchowości. Powstało mnóstwo programów, które cieszyły się bardzo dużą popularnością, a większość z naszych gości założyła potem własne kanały. Pomogłem również założyć kanał na YouTube Krzysztofowi Jackowskiemu, z którym pozostaje w bardzo dobrych relacjach. Wszystko po to, aby dzięki technice wiedza szerzyła się bez ograniczeń.
Mimo wielu wnikliwych rozmów i własnych doświadczeń m.in. z hipnozą, nadal nie masz pewności, czy życie po śmierci istnieje?
– To prawda. Z jednej strony moje wyobrażenia na ten temat opieram na wierze, literaturze i wielu spotkaniach z gośćmi Studio VTV, a z drugiej, obserwując ogrom nieszczęść na świecie, gdzieś wewnątrz nadal pojawia się ta niepewność… Dzięki tym wszystkim rozmowom w latach 2017–2019, zacząłem przeczuwać, co miało się wydarzyć. Wiele osób mówiło o nadchodzących wielkich przemianach na Ziemi, a dziś w nich uczestniczymy. Miałem to szczęście, że pełniąc rolę pośrednika między moimi rozmówcami a widownią, mogłem się do tych zmian przygotować.
Odkryłeś też własną ścieżkę?
– Pytasz o ten czas, zanim przyszedłem na świat? Znając swoje poprzednie wcielenia, które nie zawsze były chlubne, tym razem miałem do wyboru (jak zresztą większość dusz) albo cierpienie (np. urodzić się osobą niepełnosprawną), albo pracę na rzecz innych. W ten sposób dokonuje się spłaty karmicznej, dlatego wielu ludzi spełnia się w roli społeczników. Moją misją zatem jest praca na rzecz innych poprzez podnoszenie ich świadomości.
Wielu ludzi zarzuca Ci, że na duchowości zarabiasz niebotyczne pieniądze…
– Były okresy, w których nieźle zarabialiśmy i były też takie, że musieliśmy dokładać do działalności z własnej kieszeni. Jednak tak naprawdę nigdy nie zarobiliśmy tyle, żeby móc z tego żyć i zrezygnować z pracy na etacie. Zresztą każdy, kto ma swój kanał na YouTube, wie jak wyglądają realia. Jeżeli człowiek decyduje się na robienie nagrań z myślą o przyszłości, kanał tworzy wiele osób, a to wiąże się z kosztami. Studio wymaga scenografii, zaplecza, reżyserki, sprzętu oraz generuje wysokie koszty wynajmu tych pomieszczeń. Moim marzeniem jest, żeby Studio VTV przetrwało, nawet jeśli mnie tam nie będzie, i żeby współpracownicy wciąż mogli otrzymywać za swoją pracę wynagrodzenie.
To zupełnie tak, jak z miesięcznikiem „Nieznany Świat”, który nadal funkcjonuje po odejściu redaktora naczelnego. Pamiętasz, jak się zaczęła Wasza współpraca?
– Pierwszy kontakt z Markiem Rymuszko miałem przez telefon. Był to człowiek niezwykły, z którym rozmowę pamięta się przez całe życie. Jej atmosfera też była niecodzienna. Sekretarka zadzwoniła i zapowiedziała, że zaraz połączy mnie z redaktorem naczelnym Nieznanego Świata. Po chwili usłyszałem w słuchawce bardzo spokojny, ciepły głos. Redaktor był niesamowicie otwarty na drugiego człowieka, całkowicie skupiał uwagę na rozmówcy. Poza uważnością, wyróżniała go ogromna kultura osobista, a kontakt z nim był dla każdego wielką nobilitacją. To była taka istota duchowa, która przenikała w świat drugiego człowieka. Tak go pamiętam.
W jakiej sprawie dzwonił do Ciebie Marek Rymuszko?
– Rozmawialiśmy na temat naszej współpracy, a konkretnie mojego artykułu, który wysłałem do redakcji. Chciałem, aby moje rozmowy ze Studia Czasu i Przestrzeni z 2013 r. znalazły się również na łamach NŚ. Redaktor naczelny wybrał mój wywiad z dr. Mieczysławem Ceninem o wyścigu szczurów. Niestety obydwaj panowie już nie żyją.
Wasza współpraca się rozwinęła?
– Tak, drugi raz rozmawialiśmy 3 miesiące przed śmiercią Marka Rymuszko, też na temat artykułów. Nie mówił nic o chorobie, tylko o problemach wydawniczych. Żalił się, że przyszły takie czasy, w których internet zdominował prasę, więc bardzo trudno jest utrzymać gazetę. Dla mnie Nieznany Świat to miesięcznik z niezwykłą historią, pionier psychotroniki i duchowości w Polsce, poruszający poważne i zawsze mocno przesiane tematy. To pismo najbliższe nauce, a jednocześnie opisujące rzeczywistość z niezwykłą wrażliwością. Wyszedłem wtedy z inicjatywą dorzucenia od siebie małej cegiełki i tak zrodził się pomysł na trwający kilka miesięcy patronat medialny NŚ w Studio VTV.
Pana Marka niestety osobiście nie poznałem, ale jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się poznać jego żonę, Annę Ostrzycką-Rymuszko. To było bardzo miłe i ciepłe spotkanie w redakcji NŚ. Zostaliśmy z ekipą Studio VTV wspaniale ugoszczeni, za co jestem ogromnie wdzięczny. I wtedy odrodziła się nasza współpraca.
Byłeś wcześniej czytelnikiem „Nieznanego Świata”?
– Oczywiście. Pismo było mi bardzo dobrze znane, ale ja nawet nie marzyłem, że kiedykolwiek mógłbym z nim współpracować. Dopiero po latach praca w Studio VTV uświadomiła mi, że jest to droga do poznania ludzi również z pierwszych stron gazet. Czułem się wyróżniony, że mój kanał został zauważony przez miesięcznik, który jest esencją psychotroniki i duchowości.
Co poza patronatem medialnym łączy te dwie redakcje?
– Na pewno poszukiwania odpowiedzi na stawiane od wieków egzystencjalne pytania. Choć Studio VTV w żaden sposób nie może się porównywać z poziomem pisma balansującego między nauką a ezoteryką, to jednak znane jest ze swojej otwartości na każdego człowieka, niezależnie od jego poglądów. Nie weryfikujemy rozmówców i myślę, że to jest nasz plus, ponieważ to widz decyduje, co ogląda i z kim jest mu po drodze.
Jakieś wspólne plany na przyszłość?
– Marzy mi się, żeby przynajmniej raz w roku zorganizować pod wspólnym patronatem jeden projekt, który z pewnością byłby dużym, doniosłym wydarzeniem. Myślę, że już w tym roku uda się stworzyć alternatywne miejsce w ośrodku Gąsierkiewiczów w Ropkach z myślą o konkretnych, cyklicznych warsztatach, może nawet szkole. I byłaby to współpraca Studia VTV, miesięcznika Nieznany Świat i Ryszarda Gąsierkiewicza, który pamiętajmy, że jest jednym z pionierów polskiej psychotroniki.
Poza tym Studio VTV planuje zorganizować jeszcze w tym roku duże wakacyjne wydarzenie na Dolnym Śląsku – Festiwal Ladodeja, w czasie którego odbędą się liczne wykłady i atrakcje dla dużych i małych.
Ladodeja kojarzy się mocno ze słowiańszczyzną i w tym nurcie będzie utrzymane to wydarzenie.
Z pewnością wystąpimy w tej sprawie o patronat do Nieznanego Świata.
Jak oceniasz obecną sytuację na świecie?
– W tym momencie Szatan zbiera największe żniwo. To jest czas jego plonów pod różną postacią (m.in. wojna, COVID-19). A my ludzie upadamy przez brak pokory oraz przez korzystanie w nieodpowiedni sposób z tego, co jest nam dane (np. technika). Musimy jednak pamiętać, że historia biegnie swoim torem i trzeba się do niej dopasować. A Szatan finalnie i tak przegra tę walkę.
Co chciałbyś przekazać Czytelnikom „Nieznanego Świata” w tych trudnych czasach?
– Zapraszam Państwa do oglądania na YouTube programów w STUDIO VTV oraz dołączenia do STUDIO VTV LIVE – nowego kanału, w którym widzowie dzwonią do studia. Nie martwmy się, przed nami niesamowity czas. Coraz więcej osób się budzi, uświadamiając sobie, że przyszliśmy na Ziemię w konkretnym celu. Nie przypadkowo na przełomie tysiącleci, i nieprzypadkowo doświadczamy teraz tematu resetu. Wszystko dzieje się po to, byśmy uświadomili sobie, że jako istoty duchowe, jesteśmy połączeni w historyczną więź. Mimo lęków i rozczarowań, nie możemy tracić wiary ani ducha.
Nie ma takich sytuacji, które ostatecznie by nas zniszczyły. Każde trudne doświadczenie jest tym, czego nasza dusza pragnie przeżyć. Tu i teraz. W ciele mężczyzny albo kobiety. Jak mawiał Marek Rymuszko, każdy ma swoją ścieżkę. Więc kroczmy nią odważnie, w zgodzie ze sobą. Przezwyciężajmy lęki, medytujmy, módlmy się. Kierujmy się wewnętrznym głosem serca, a rozum niech będzie pomocnikiem. Przetrwamy.
A co będzie dalej? Bardzo mocno czuję, że stoimy przed ogromnym odkryciem w dwóch płaszczyznach. Po pierwsze nauka znajdzie odpowiedź na pytanie, co się dzieje z człowiekiem po śmierci, a także odkryje możliwość komunikowania się ze zmarłymi. Po drugie z pewnością doświadczymy kontaktu z istotami z innych przestrzeni Wszechświata. To tylko kwestia czasu, być może dekady.