STAMTĄD DO NAS PŁACZĄCYCH
Ci, co odeszli, Drodzy Nieobecni
cieszyć by się chcieli swoim życiem wiecznym
lecz nasze łzy kamieniami się kładą
na lekkie ich serca będąc zawadą.
I nasze troski ziemskie tak bardzo,
że patrzą na nie z jawną pogardą.
Ciągną ich na dół jak ciężkie kajdany
mimo że płacze ktoś bardzo kochany.
Nie płaczcie po nas.
Za najdalszą rzeką
jesteśmy blisko choć bardzo daleko.
Czas stanął w miejscu jak mucha w bursztynie
Wszystko jest TERAZ i nic nie minie.
Więc już nie płaczcie załamując dłonie
Dajcie nam spokój po Naszej stronie…
Stenia Dyduch
Sms z dn. 10.03.2024 r., 13 bm. ma rozstrzygnąć się termin drugiej operacji:
– Na rok przed śmiercią Męża nagle wstałam w nocy i napisałam ten wiersz. Rano się zdziwiłam i kartkę schowałam. Ale po Jego śmierci wiersz odnalazłam – wspomina Stenia.
*
Stenia Dyduch to osoba multimedialna, renesansowa, a przy tym ze strefy ezoteryki. Trudno za nią nadążyć. Wciąż tyle ma pomysłów i tak błyskawicznie z determinacją wciela je w życie. Przeczucia, prekognicja, nieustanne współbrzmienie wolnej woli z wewnętrzną Mocą.
Ten wiersz ewidentnie był wyrazem prekognicji. Niezwykle trafnie oddaje dylematy i ból, związane z odejściem bliskich oraz stanem naszego ducha, który temu zazwyczaj towarzyszy.
Od 13 roku życia, czyli od tragicznej śmierci mojej ukochanej Babci Aleksandry, miewam kontakty z tymi, którzy odeszli, a których tak bardzo brak. Najmocniejsze są zwłaszcza z tą babcią i moim Mężem, Markiem Rymuszko.
Wszyscy oni prosili, aby nie rozpaczać, nie szlochać, nie tracić chęci do życia. Nas to bowiem rozwala, wypala, wysysa z energii. Im zaś ciąży, blokuje w dalszej drodze i rozwoju, smuci. Nie powinniśmy celebrować naszą uwagą miejsc wypadków samochodowych, jeśli w ich efekcie zginęli. Ściągamy ich bowiem do miejsc tych tragicznych zdarzeń, czego oni nie chcą, np. krzyżami, zniczami, kwiatami. Nikogo to na ogół nie ostrzega i nie zachęca do zdjęcia nogi z gazu.
Natomiast potrzebują, i to bardzo, naszej przyjaznej pamięci, życzliwości, miłości, wspominania dobrych wspólnych chwil, wreszcie modlitwy, zapalenia światełka. Ta prawdziwie głęboka, szczera (nie taka odklepana) otwiera nas duchowo na inne stany świadomości i inne wymiary. Podobnie prawdziwa miłość przekracza granice Światów.
Oni nadal nam towarzyszą i chcą nas wspierać, pomagać, ale nie wtrącają się w naszą prywatność. Zazwyczaj sekundują nam dyskretnie. Często zależy im na wyjaśnieniu nieporozumień, jakie mieli za życia oraz uporządkowaniu ich ziemskich spraw. Bywa, że prowadzą nas w tym precyzyjnie, podpowiadając, co i jak zrobić. Niekiedy ujawniają te same wartości, co przed śmiercią. Innym razem pewne rzeczy, do których za życia byli przywiązani, tracą na znaczeniu i dają nam wolną rękę, co z nimi zrobić, a inne stają się ważniejsze. Komunikacja między nimi a nami może trwać nadal jak wzajemne wspieranie.
Mówią, że dusze przechodzą tam wiele etapów, że jest wiele nieb (niebios). Tyle że – jak tłumaczył mi Marek – awans duchowy to nie wspinanie się wzwyż, jak wyobrażamy sobie za życia drabinę kariery, a raczej ZGŁĘBIANIE, coraz lepsze, bardziej precyzyjne, właśnie głębsze widzenie i rozumienie PRAWDY ISTNIENIA.
Dusze różnie dają sobie z tym radę. Analogicznie jest, jeśli chodzi o ich kontakty z tą stroną. One się w tym zakresie wzajemnie wspierają. Tak np. Marek pomagał matce Andrzeja Marii Marczewskiego (gdy ten jeszcze żył), o czym mówił w jednym z przekazów – podziękować synowi za podjęcie trudu wydania jej książki.
Zachowują też cechy charakteru, pewne upodobania. Choć otwierają się też na to, co tu przegapili za życia, nadrabiają. Ewidentnie na ogół są zajętymi istotami. Wiele się uczą. Mogą wizualizować siebie w wieku i o wyglądzie, który uważają za optymalny. Niektórym ukazują się tak wyglądając jak odeszli, aby ten kontakt był dla żyjących łatwiejszy. Myślą kreują też rzeczywistość wokół siebie. Mogą się nam ukazywać (wizualizować) częściowo lub w całej sylwetce. Najważniejsza jest głowa, popiersie, najmniej istotne nogi. Niezwykle rzadko możemy usłyszeć ich głos lub poczuć przez mgnienie ciepły dotyk, który rozpoznajemy.
Wydaje mi się, że potrafią też przywoływać z przeszłości sytuacje, kiedy nas przytulali lub okrywali tak realnie, że wydaje się nam, jakby miało to miejsce teraz.
Jeśli nie reagujemy na przekazywane nam treści (we śnie lub na jawie), potrafią poruszać przedmiotami, coś zrzucić, hałasować. Wówczas np. znajdujemy na podłodze książkę, która nie wiedzieć jak dofrunęła tu z półki, a jest otwarta na fragmencie, który wiele nam mówi.
Wydaje się, że ostatnio coraz częściej dochodzi do przenikania się światów – ich duchowego i naszego, materialnego, choć niektórzy uważają, iż tamten jest zbudowany po prostu z rzadkiej materii.
Komunikujmy się zatem, wzajemnie wspierajmy – czyńmy to z miłością i taktem. A łuny świateł palonych na cmentarzach z okazji listopadowego święta, niech ogrzewają wszystkie dusze, a te pogubione prowadzą do ich spokojnej, duchowej przystani.
Rozwinięte dusze zwykle nie bytują na cmentarzach. Przychodzą, by nas tu spotkać – zwłaszcza, gdy inaczej nie mogą przyciągnąć naszej życzliwej uwagi. Natomiast bytuje tu wiele duchów pogubionych, nie pogodzonych ze śmiercią, złych na los i żyjących. One żywią się, zasilają energią odwiedzających groby. Dlatego osoby delikatne, wrażliwe, po bytności na cmentarzu mogą czuć się wyzbyte energii, zmęczone, przygnębione.
Odwiedzajmy więc groby z miłością, dobrą myślą o zmarłych. Jednak zabezpieczajmy się przed podbieraniem nam energii np. przez opatulenie się w energetyczny kokon. Prośmy też o opiekę naszych Opiekunów oraz Anioły.