Z jasnowidzem Markiem Szwedowskim rozmawia Dorota Czerwińska
• Pamięta Pan swoje pierwsze zetknięcie z „drugą stroną”?
– Wiele lat temu przeżyłem śmierć kliniczną, byłem po tamtej stronie, wróciłem i w sposób niewytłumaczalny przez medycynę wyzdrowiałem. W tym momencie jest to dla mnie już dość trywialne wydarzenie, biorąc pod uwagę fakt, że wielu ludzi miało przeżycia podobne do moich i jakoś udało im się wrócić na Ziemię. U mnie natomiast skutek był taki, że zacząłem inaczej odbierać świat.
• Na czym u Pana polegała zmiana percepcji?
– Kiedy człowiek wraca z pięknej podróży, zastanawia się, gdzie był i co widział. Miałem 14 lat, więc nauka, szkoła, rodzice, brat – stanowiły wtedy moją ziemską rzeczywistość. Zupełnie nie pasowała do cudownego świata, w którym przez chwilę się znalazłem.
• Proszę przypomnieć, jak wyglądała Pana podróż w zaświaty.
– Zachorowałem na ropne zapalenie opon mózgowych, lekarze nie dawali mi szans na przeżycie. Gdy z 40-stopniową gorączką trafiłem do szpitala, konieczne okazało się wykonanie punkcji, żeby pobrać do badania płyn mózgowo-rdzeniowy. W momencie, gdy lekarz wbijał mi igłę w kręgosłup, usłyszałem w głowie trzaski podobne do odgłosów drewna palonego w kominku i zorientowałem się, że unoszę się w powietrzu. Widziałem z góry salę zabiegową oraz własne ciało leżące na kozetce.
Usłyszałem: – Panie doktorze, on nam ucieka. – To mnie łapcie – pomyślałem, bo cóż mogłem w takiej chwili pomyśleć. I wtedy coś, jak wir, zaczęło mnie wsysać do góry, sufit rozpłynął się i nagle wylądowałem na łące pełnej kwiatów. W oddali przechadzali się ludzie. Na Ziemi nie ma takich roślin ani kolorów. Byłem tak oczarowany, że zapomniałem o szpitalu, chorobie, rodzinie. Niespodziewanie podszedł do mnie mnich w kapturze. – Znowu się pomylili – powiedział. – To jeszcze nie teraz, musisz wracać. Próbowałem z nim dyskutować, bo bardzo nie chciałem rozstawać się z tamtym światem. Po chwili jednak znów znalazłem się w szpitalu i usłyszałem: – Panie doktorze, mamy go. Po czym straciłem przytomność na trzy dni.