Czy rosnące ceny paliw kopalnych, śrubowane normy ekologiczne oraz wizja katastrofy przyrodniczej wymuszą na ludziach odejście od ropy, gazu i węgla w czasie krótszym niż jedno pokolenie? A może na technologicznym horyzoncie widać coś, co mogłoby napędzić silnik ludzkości na kolejne dziesięciolecia?
Jakie są realne koszty naszych codziennych, prozaicznych – jak może się wydawać – czynności oraz nawyków? Mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Jedna z wizytówek naszej cywilizacji, Wielka Pacyficzna Plama Śmieci – gigantyczne skupisko plastików na Oceanie Spokojnym uformowane przez prądy oceaniczne między Kalifornią a Hawajami, ma obszar mniej więcej pięciokrotnie większy od Polski. Zbudowana jest w większości z tworzyw fotodegradowalnych, które rozpadają się na pył pod wpływem promieniowania słonecznego. Ich pozostałości trafiają do ryb, a te z kolei wędrują na stoły.
Tzw. mikroplastiki są wszechobecne w obiegu przyrodniczym niemal w każdym zakątku świata, znajdują się nawet we krwi noworodków. Syntezowane chemikalia, takie jak pestycydy, herbicydy, fungicydy czy nawozy, stosowane masowo w produkcji rolnej, można wykryć niemal w każdym produkcie spożywczym.
W Europie Zachodniej chemizację w rolnictwie stosowano na taką skalę, że na niektóre areały konieczny stał się import gleby z krajów takich jak np. Polska, gdzie produkcja rolna odbywała się na bardziej tradycyjnych zasadach.
Ludzkość szkodzi sobie i planecie na wiele sposobów.
Do uwalniania toksycznych związków chemicznych dochodzi podczas eksploatacji i spalania paliw kopalnych – ropy naftowej, gazu ziemnego czy węgla kamiennego. Polem do eksperymentów stała się również atmosfera, a to za sprawą związków siarki, srebra czy aluminium, które testuje się pod kątem ich wpływu na klimat, w nadziei, że pomogą w walce z globalnym ociepleniem.