Z prof. Andrzejem Frydrychowskim, który usiłuje nauczyć lekarzy i pacjentów kompleksowego myślenia o zdrowiu w kategorii faktycznego interesu chorych, a także pokazuje, że na medycynę naturalną można patrzeć przez pryzmat nauki – rozmawiają Anna Ostrzycka i Wojciech Chudziński
Obecnie, gdy możemy spojrzeć na pandemię COVID-19 już z pewnego dystansu, należy chyba zadać pytanie, czy nasza służba zdrowia poradziła sobie z tym wyzwaniem? Pan wskazuje, wrzucając niejako kamyczek do własnego ogródka, że w tym newralgicznym czasie medycy odcięli się od swojej pierwotnej misji, polegającej na leczeniu chorych. Było aż tak źle?
– Ponad 200 tysięcy zgonów ponadmiarowych o czymś mówi. Pacjentów, którzy powinni otrzymać pomoc natychmiast, kierowano na testy, trwające wiele godzin. Pomijam, że były one bezwartościowe, co wykazano w wielu publikacjach naukowych. Pacjent przechodził rutynowe badanie testem, które decydowało czy można zająć się jego podstawową chorobą.
Wiele osób tej ścieżki zdrowia nie wytrzymało. Pomijam, że sposób leczenia tego wirusa na początkowym etapie okazywał się w miarę prosty. Natomiast metody te były zabronione i niewłączone do podstawowego algorytmu terapii. Jako przykład przytoczę chociażby podawanie dużej dawki witaminy C.