Jedna z najbardziej znanych petersburskich legend wiąże się z najdłuższym kanałem w mieście, którego zagadkowe oddziaływanie wabiło nieszczęśników w jego mętną toń. Klątwa dała o sobie znać po raz pierwszy w 1923 r., by reaktywować się co dekadę, pochłaniając do dziś – jeśli wierzyć doniesieniom – setki ofiar…
W Petersburgu – perle rosyjskiej północy, nie brak miejsc spowitych mgłą tajemnicy. Jedną z nich jest Kanał Obwodowy (ros. Obwodnyj Kanał). Mówi się, że wiele osób, które się do niego zbliżały, odczuwało przedziwną, nieodpartą chęć zanurzenia się w jego mętnych wodach. Niestety byli tacy, dla których kończyło się to tragicznie. Nasilenie tego rodzaju wypadków miało miejsce jesienią 1923 r., kiedy odnotowano pierwszy niewytłumaczalny wzrost liczby samobójstw. W ciągu kilku miesięcy ten ośmiokilometrowy kanał przecinający centrum Petersburga, pochłonął kilkadziesiąt osób, choć już rok później nie odnotowano ponoć ani jednego podobnego przypadku. W 1933 r. sytuacja się powtórzyła: na obszarze od Mostu Borowego do tzw. Amerykańskich Mostów Kolejowych (nazwanych tak na cześć pochodzących zza oceanu konstruktorów) znowu doszło do licznych, udanych bądź nie, prób samobójczych – 28. Komisariat odnotował ich generalnie ponad 100. Analogicznie, jak wcześniej, epidemia ustała z nadejściem nowego roku. Fenomen ten powtarzał się rzekomo z zadziwiającą regularnością kolejno co dziesięć lat.
Władze ówczesnego Leningradu (jak nazywał się Petersburg w latach 1924–1991) zauważyły, że nad kanałem mają miejsce zdarzenia niedające się wyjaśnić w racjonalny sposób. Publicysta Wadim Burłak stwierdził: Badania prowadzono w latach 30. ub. wieku. Na tym obszarze, w stopniu znacznie większym niż w innych dzielnicach Petersburga, nasilały się zjawiska kryminogenne, co zauważyła milicja. Nie wiedziano jednak, co z tym zrobić. Starsi powtarzali, że to efekt jakiejś pradawnej klątwy. Oczywiście miejski komitet partyjny odrzucał takie teorie.