Z Arvick Baghramian, psychoterapeutką i szamanką, autorką książki Magia szamanizmu, rozmawia Wojciech Chudziński
Pani nauczyciel i mistrz, Jonathan Horwitz, pisze we wstępie do Pani książki, że do tej pory kultura zachodnia nie dysponowała definicją szamana, i że każdy odkrywał swoje powołanie indywidualnie. Wiele wskazuje na to, że Pani praca zmieni ten stan rzeczy. Czy łatwo było odkryć w sobie „dar” szamanki?
– Myślę, że to, o czym mówił Jonathan, pozostaje aktualne do dziś, a i z ludźmi jest podobnie. Moja praca właściwie niczego nie zmienia – owszem, chętni mogą uczyć się szamanizmu na ogólnie dostępnych warsztatach, ale powołanie wyrasta z nich samych, to oni nawiązują kontakt z duchami, to w nich powstaje pragnienie badania nowego dla nich świata.
Zawsze jest coś, co może uchylić przed nimi drzwi, bo duchy przemawiają do nas na bardzo wielu poziomach. Dostajemy sygnały przez przypadkowo spotkanych przyjaciół, znajomych – rozmawiamy o czymś i nagle problemy życiowe, jakie w danej chwili przeżywamy, znajdują rozwiązanie; odpowiedź przychodzi w spotkaniu, w rozmowie z przyjacielem. Według mnie na tym właśnie polega szamanizm – moje warsztaty są dostępne w wielu różnych krajach, ale ostatecznie powołanie szamańskie zawsze wychodzi z wewnątrz, nikt tego nie wymusza. W jakiś sposób ludzie budzą się do tego, niektórzy przychodzą z ciekawości, inni dlatego, że przeczytali książkę czy artykuł, jeszcze inni, bo ktoś znajomy im opowiedział, jak szamanizm odmienił ich życie.