Prochem jesteś i w proch się obrócisz – te słowa z Księgi Rodzaju zna chyba każdy. Z punktu widzenia astronomii jest podobnie. Wszyscy składamy się z pierwiastków, które przed miliardami lat wyrzuciły w przestrzeń niszczycielskie eksplozje supernowych
Wielu Czytelników widziało zapewne Króla Lwa – film animowany wytwórni Disneya z 1994 r. Kiedyś, po śmierci, wyrośnie na nas trawa, którą jedzą antylopy. Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia – tymi słowami król senior wyjaśniał synowi, Simbie, zasadę harmonii panującej w Przyrodzie i konieczność szanowania każdej formy życia. Cytat wskazuje też, że wszystko, z czego jesteśmy zbudowani i czym się żywimy, bierze się z prochów Ziemi. W wielkim kręgu życia każde stworzenie pochodzi z niej: każdy zielony krzew i zwierzę zjadające go jako pokarm, które potem staje się ofiarą mięsożernego drapieżnika.
Podobnie jest oczywiście z ludźmi. Od poczęcia nasze ciała zbudowane są z ziemskich pierwiastków, jakich wraz z pokarmem dostarcza nam rodzicielka, żywiąc się warzywami czy owocami lub pokarmem mięsnym. Gdy umiera żywe stworzenie, niejako ponownie łączy się z rodzimą planetą. Jako gatunek odradzamy się z niej niczym feniks z popiołów. Ale nie tylko organizmy na Ziemi są dziećmi gwiazd, lecz nawet ona sama.
Gwiezdny żywot
Wyobraźmy sobie, że przed miliardami lat gdzieś w głębokim Kosmosie, na przestrzeni setek lat świetlnych (rok świetlny to odległość, jaką przebywa światło w ziemski rok) rozciągała się wielka chmura pyłu i gazu (podobna do Filarów Stworzenia ze zdjęcia obok). Pod wpływem grawitacji twór ten miejscami zaczął się kurczyć i uformowały się w nim protogwiazdy. Z jednej zrodziła się młoda gwiazda, której przyszły los był uzależniony od tego, jaką masą została obdarzona rozpoczynając swe życie, innymi słowy: z jak masywnej matki się wyłoniła.
I oto jest. Wielka, o wiele większa od Słońca, które dopiero zapali się gdzieś względnie niedaleko, w tej samej galaktyce. Nowa gwiazda ma tak wielkie rozmiary, że… długo nie pożyje, można rzec – wskutek swej nadwagi. Po kilkuset milionach lat nastanie jej kres w widowiskowym akcie eksplozji supernowej. Ludzcy astronomowie powiedzą w przyszłości, że szybko wykorzystała ona swoje paliwo.
Pod własnym ciężarem olbrzymie słońce zaczyna ściskać swoje wodorowe wnętrze.
Zapada się tak intensywnie, że atomy tego najlżejszego we Wszechświecie pierwiastka łączą się ze sobą w reakcji nukleosyntezy. Powstaje hel – inny, cięższy pierwiastek (gwiazdy są, jakby nie było, gigantycznymi, kosmicznymi reaktorami jądrowymi).