Pan Jerzy Kałucki, nasz wierny czytelnik – recenzent ma bardzo wyraziście wypracowane widzenie otaczającego nas świata – w warstwie materialnej, jak i duchowej. Jest bezwzględnym krytykiem zachowań, wypowiedzi, opinii, nawet zjawisk. W pewnych kwestiach mamy zbliżone poglądy, w innych diametralnie różne. Życie, przez różnorodność doświadczeń, nauczyło mnie, iż trudno definiować jedną jedyną prawdę, jedną jedyną słuszną rację. Barierą jest tu nasze, ludzkie ograniczenie możliwości poznania oraz rozumienia tego, czego doświadczamy, co poznajemy.
Pamiętajmy, że poznanie następuje nie tylko na drodze analizy (spekulacji) rozumowej, czy wręcz naukowej, ale także przez doświadczenie – na płaszczyźnie fizycznej, mentalnej, psychicznej, duchowej. A ta druga ścieżka była pierwotną, otwierającą bramę do wiedzy naukowej.
Przy czym doskonale wiemy, iż z biegiem czasu, a tym samym przesunięcia granic poznania, nieustannie przesuwają się granice naszej wiedzy. To, co dziś uchodzi za prawdę naukową, za chwilę okazuje się cząstką tej prawdy. Pierwotnie atom uchodził za najmniejszą niepodzielną cząstkę materii, z czasem zaczęliśmy wyodrębniać mniejsze jego elementy. A obecnie teorie fizyki kwantowej nie mieszczą się po prostu przeciętnemu człowiekowi w głowie, gdy np. twierdzi ona, iż ta sama cząsteczka w procesie delokalizacji może być jednocześnie więcej niż w jednym miejscu przesyłając tam swoje przedstawicielstwo (vide Nagroda Nobla z fizyki za 2022 r.).
Odkrycie to do tego stopnia nie mieściło się w głowie jednemu z moich redakcyjnych kolegów, że przeredagował mi ostatnie zdanie w moim felietonie z NŚ 1⁄23 – tworząc fałszywą informację przez dodanie zaprzeczenia „nie”.
Przemyślenia Jerzego Kałuckiego skłaniają do refleksji. Dlatego poddaję pod Państwa dyskusję Jego pytanie ILE JEST PRAWD? Temat jest niewątpliwie ważki… Czy jednak tak na niego patrząc nie grzęźniemy w matrixie?
Anna Ostrzycka
Prawda jest tylko jedna, w każdej sprawie tylko – jedna!
Kto jednak ma o niej ostatecznie decydować? Ziemscy sędziowie – ludzie, nawet jeśli są to naukowcy, z racji wykształcenia, raczej się do tego nie nadają, bo każdy zobowiązany jest przez swoje poglądy, doświadczenia, kultywowane tradycje i wedle tych wpojeń będzie sprawy osądzał. Nawet, gdy logika, dowody oraz fakty jego decyzjom będą przeczyć! Najbardziej upierają się przy swoich twierdzeniach politycy, którzy zasiadają w różnych gremiach, biorąc udział w licznych debatach, dyskusjach, zabierając głos w parlamentach przy forsowaniu ustaw – gdzie zawsze wygrywa większość, a nie prawda ukryta w rozważanym temacie. Często, a właściwie zawsze w danej chwili rządzący, mający większość parlamentarną, forsują ustawy – nie rozsądne a jakie chcą, pozwalające zalegalizować pomysły często szkodzące ogółowi, lecz nie im osobiście. Wmawiają przy tym społeczeństwu, często inercyjnemu, że to, co mu przekazują jest prawdą, podpierając swoje twierdzenia jakąś formą wsparcia, wyłączając przy tym mechanizm logicznego myślenia.
Skupmy się na takim organizmie państwowym, jakim jest Polska. Jakież emocje się tu ścierają. Siedzą np. przy stole dyskusyjnym przedstawiciele kilku partii i na jakiś konkretny temat każda grupa ma swoje partyjne zdanie. Nie dążą do wyłowienia jednej i oczywistej prawdy, tylko, aż do zachrypnięcia, będą krzyczeć, że to oni mają rację. Jeśli zasiądą np. przedstawiciele czterech partii, to pewne, że przedstawiciele trzech kłamią, nie mają racji, czasami dwóch, gdy dwie mają na dany temat podobne, prawdziwe zdanie. Tacy ludzie nigdy nie dojdą do prawdy i do konsensusu jeżeli nie będzie wisiała nad nimi konsekwencja, czyli bat kary. Gdy z toku dyskusji zacznie się wyłaniać jak z mgły ścieżka prowadząca do prawdy głoszonej przez jednego z uczestników dyskusji, a pozostali trzej dalej będą się upierać przy swoim zdaniu, to karą powinien im zagrozić neutralny sędzia.
Ziemianin, jak pisałem wyżej, do tego się nie nada. Musi być ktoś, lub wręcz zespół sędziów, z innego poziomu. Może wyłonić się też sytuacja, że nikt z dyskutantów nie będzie miał racji, wobec czego od takich sędziów powinien wyjść impuls: wszyscy błądzicie, szukajcie dalej. W końcu niech rządzą najmądrzejsi, a nie wybrani demokratycznie przez średnią niekompetencji społecznej. Pozostali niech się starają w kolejnych sprawach i tematach wyłowić sedno. Jeżeli będzie ono dotyczyło istotnej sprawy, niech ci, którzy je znaleźli, przejmą rządy wraz z przywilejami należącymi się roztropniejszym. Każdy przejaw chęci przejęcia władzy w sposób nieuczciwy oraz siłowy powinien być poddany ocenie i osądowi zewnętrznego kolegium sędziów.
Nie wiem, co kieruje osobami podejmującymi studia politologiczne. Z pewnością chęć brania udziału w strukturach władzy. Gdyby tylko to, to takie studia mają sens, jeżeli jednak uczciwe rządzenie zamienia się w dyktaturę, to znaczyło by, że z etyką jest bardzo źle. Z drugiej strony (proszę się nie dziwić, że znów wsiadam na mojego ulubionego konika. Jest on zdrowy i galopuje w dobrym kierunku) czy dążenie do ideału społecznego jest zgodne z ideą pozyskiwania produktu, jakim jest monro’owski lusz? Na razie tego wyraziście nie widać, lecz cały ziemski świat – zwierzęcy, łącznie z człowiekiem, egzystencja całej ożywionej biosfery – polega na zjadaniu się, począwszy od roślin (np. rosiczka) poprzez mikro – do makroorganizmów. Ludzie podlegają temu samemu mechanizmowi, a rozszerzyli go o świadome pozytywne i negatywne współżycie, produkując przy tym wspaniały, najczystszy lusz…
Ja się trzymam tej idei, bo dla mnie jest logiczna. A np. pani dr Adamska-Rutkowska jest innego zdania, co dla niej też pozostaje logiczne. Tu wraca kwestia prawdy. Ja z tą autorką przedstawiamy przeciwstawne poglądy na niniejszy temat, a prawda może być tylko jedna. Co na to bezstronni sędziowie? Oni znają prawdę, ale czy my ją mamy prawo znać, jeżeli jesteśmy tylko trybikami w tej ziemskiej, życiowej machinie. Według mnie jesteśmy producentami luszu, według pani Rutkowskiej – Koroną Stworzenia. Tak przynajmniej twierdzi, choć pewnie widzi, że wbrew swojej woli stoi zanurzona po szyję w bagnie ziemskiej agresji.
Jerzy Kałucki