Ponad 2,5 roku mój zmarły mąż, Marek Rymuszko, kontaktował się ze mną w śnieniach, w zmienionym stanie świadomości, a także w wizjach na jawie – nakładających się jakby film na rzeczywistość.
Ktoś powie, że to obrazy wyobraźni. Jeśli przyjąć ten punkt widzenia, trzeba zauważyć, że musiałaby budować je podświadomość penetrująca inne wymiary i czasoprzestrzenie. A więc też mielibyśmy do czynienia ze zjawiskiem anomalnym.
W przesłaniach tych otrzymywałam bowiem wiele istotnych informacji, dotyczących różnorodnych kwestii, nierzadko z wielością szczegółów, które znajdywały potem potwierdzenia w rzeczywistości.
Na początku października we śnie zobaczyłam Marka jak wchodzi do labiryntu, którego korytarze – dla zmylenia – całe wyłożone były kwadratowymi lustrzanymi taflami (ściany boczne, podłoga i sufit). W dodatku niektóre tafle zasłaniały zapadki pod nogami, a inne w ścianach bocznych otwierały wejścia do kolejnych, prawdopodobnie błędnych korytarzy.
To wszystko było jakimś eksperymentem, wielkim wyzwaniem, dość ryzykownym, którego się podjął.
Chodziło o jakieś doświadczenie z czasoprzestrzenią, czy poruszaniem się w czasie jednocześnie będąc w TERAZ, a może próbą zrozumienia, jak nawiązywać kontakt poprzez granicę światów…
Nie mogłam dokładnie zrozumieć, a jednocześnie czułam, że podjęty przez niego eksperyment wiąże się z ryzykiem. Chciałam Marka zatrzymać i zrobiłam pierwszy krok w kierunku lustrzanych korytarzy. Jednak stojący za mną Opiekun pochwycił mnie za lewe ramię, mówiąc: Stój, nie możesz iść. Jeśli wejdziesz, przepadniesz. To nie uda się osobie żyjącej. On ma szansę. Możesz mu jednak pomóc, wspierać go miłością. Idź swoją ścieżką tu w ziemskim wymiarze. Ona nadal jest równoległa do Jego ścieżki. I miej ufność, nadzieję. Masz w sobie moc.
Obudziłam się bardzo strapiona, zaniepokojona. Stan ten utrzymywał się dłużej. Nie mając od Marka nadal żadnych sygnałów, w wieczornej medytacji przesłałam mu myśli, których treść zachowam dla siebie.
Tu muszę wtrącić pewne wyjaśnienie. Otóż w sypialni stoi małe, stare, zepsute radio, które ma duży wyświetlacz zegara, czytelny także po ciemku i tylko dlatego nie zostało wyrzucone. I po wspomnianym myślowym komunikacie niesprawne od lat radio samo włączyło się, wydając trudne do zdefiniowania dźwięki, które trwały kilka minut. A dochodziła godz. 24.
W odstępach kilku dni sytuacja powtarzała się wielokrotnie, dźwięki z radia dobywały się za każdym razem przez kilka minut ok. godz. 24, budząc mnie i kotkę. Co ciekawe krótko po tym telefonicznie na nogi stawiało mnie Security, informując o włączeniu się alarmu antywłamaniowego w domeczku na działce. Patrol dojeżdżając na miejsce na szczęście nie stwierdzał jednak śladów włamania. Sytuacja ta powtórzyła się kilkakrotnie. A w połowie listopada br. po ostatnim takim pakiecie alarmowym, gdy weszłam rano do kuchni, zobaczyłam, iż ścienny zegar na baterię stanął w nocy na godz. 12:04 .
Ciekawy zbieg okoliczności. Może nie są one jednak przypadkowe?
A nóż Marek chce mnie, i za moim pośrednictwem innym osobom, zwrócić uwagę, iż właśnie zbliża się przysłowiowa dwunasta i warto oddać się refleksji nad swoim miejscem w świecie, może nawet szerzej, we Wszechświecie. Jeśli bowiem przyjmiemy, że jesteśmy planetą na pewien sposób szczególną i są inne cywilizacje, którym na nas zależy, to ma to szerszy aspekt.
Może to ostatni dla nas dzwonek, aby wziąć los we własne ręce?
Na to, że przed nami kluczowe momenty na drodze rozwoju ziemskiej cywilizacji, zwracają uwagę w swoich publikacjach: dr Piotr Piotrowski, Igor Witkowski i dr Danuta Adamska-Rutkowska.
A dr Władysław Rybicki – totalnie niekonwencjonalny lekarz, w wykładzie 24 listopada 2022 r., zwrócił m.in. uwagę, iż odnosząc się do licznych przepowiedni Apokalipsy, doświadczamy już pojawienia się jej pierwszych z „czterech jeźdźców”. Postacie te z Apokalipsy św. Jana, które mają wyruszyć na koniach przed Sądem Ostatecznym, to WOJNA, ZARAZA, GŁÓD i ŚMIERĆ.
Zaliczyliśmy już zarazę w postaci epidemii COVID-19, teraz mamy wojnę w Ukrainie, a prognozy gospodarcze sygnalizują możliwość pojawienie się głodu w niektórych krajach, a także problemów finansowych utrudniających zapewnienie potrzeb życiowych w innych. Zdaniem doktora śmierć – ma bardziej sygnalizować koniec systemu, w jakim funkcjonujemy obecnie (W tej konwencji szczególnie pasowałaby jedna z interpretacji, według której jeździec na pierwszym koniu, uzbrojony w łuk, odpowiada jeźdźcom Partów, którzy u Rzymian budzili lęk, natomiast u ludów podbitych – nadzieję na upadek Rzymu).
A zatem może faktycznie na linii naszego, ziemskiego czasu znajdujemy się przysłowiowo za pięć dwunasta i to najwyższa pora, by zrobić porządki we własnym wnętrzu, a także, nieco choć, ogarnąć chaos wokół nas. Czyż przed nami faktycznie wybór, na której (jakiej?) Ziemi będziemy chcieli dalej istnieć – Starej, czy Nowej. Jak możliwy będzie ten dualizm?
Co Państwo o tym sądzą?
Czekam na Państwa wypowiedzi na e‑mail: naczelna@nieznany.pl