Marek Szwedowski niczego nie wiedział o wydarzeniach, jakie przypuszczalnie rozegrały się 7 listopada 1944 r. w dolnośląskim Petersdorfie – dzisiejszych Piechowicach Dolnych. Tymczasem w trakcie eksperymentu hipnotyczno-jasnowidczego z udziałem medium wyszły na jaw szczegóły, które – w powiązaniu z innymi faktami oraz informacjami na ten temat – na sprawę jednej z najpilniej strzeżonych i do dziś niewyjaśnionych mrocznych tajemnic drugiej wojny światowej, zdają się rzucać nowe światło.
Przed trzema laty – jak ten czas leci! – gościnnych łamach Nieznanego Świata (nr 6 z 1994 r.) opowiedziałem o moich pierwszych spotkaniach z jasnowidzem Markiem Szwedowskim, mieszkającym w Laskach pod Warszawą. Zachęcony przez naczelnego NŚ Marka Rymuszko do spisania niecodziennych doświadczeń, które – bądź co bądź, daleko wykraczały poza moją wiedzę na temat zjawisk paranormalnych, a co więcej – kłóciły się rażąco z regułami praktykowanego przeze mnie rzemiosła, w którym obowiązuje przejrzysta sprawdzalność opisywanych faktów – dokonałem rekonstrukcji okoliczności, jakie na ścieżkę tego tematu mnie przywiodły.
Czytelnikom NŚ przypomnę w skrócie najważniejsze fakty:
Mianowicie jakieś trzy lata przed publikacją na łamach NŚ mego reportażu Podejrzany z Czwartego Wymiaru zdarzyło mi się usłyszeć od Leszka Wilgata – znanego poszukiwacza skarbów, wielce zasłużonego w znajdowaniu pamiątek z pola bitwy nad Bzurą (bogacą dziś one muzeum w Sochaczewie) historię odnalezienia w lasach za Palmirami zwłok warszawskiego entomologa, którego od dwóch lat uważano za zaginionego.
Osobliwością tej historii było, że zagadkę tej śmierci (do dziś nie w pełni wyjaśnioną) „rozjaśnił” nikomu wtedy nieznany dwudziestoparoletni tropiciel tajemnic z Lasek – Marek Szwedowski, właśnie przyjaciel Wilgata zresztą, wędrujący po okolicy z wahadełkiem i mapą. Osobliwość zaś tkwiła m.in. w tym, że Marek poczuł się powołany do tej misji przez napis, jaki ktoś u wejścia do lasu: Pamięci tego, kto wszedł (tu było nazwisko) do puszczy i zaginął (tu data). Skoro napisu nie usunięto, a od czasu jego sporządzenia minęły dwa lata, to ZAGADKA KUSIŁA NADAL!
Szwedowski sporządził kseroodbitki mapy tej części Puszczy Kampinoskiej, która za Sierakowem ciągnie się w stronę Palmir i dalej na zachód, po czym na tych odbitkach – a było ich sześć jednakowych – „zgadywał” wahadełkiem miejsce domniemanej śmierci zaginionego. Sześciokrotnie skupiał energię i wolę, zaznaczając powołany do tej misji przez napis, jaki ktoś umieścił na krzyżu na papierze punkty „x”, aż po kilku tygodniach, gdy wszystkie sześć odbitek już oznakował, zajrzał do szuflady, gdzie leżały nieoglądane, i wtedy je porównał.
Okazało się, że wahadełko pięciokrotnie trafiało prawie w ten sam punkt! Wędrówka do lasu, na bagna za Sierakowem, przyniosła zaś efekt zdumiewający: wahadełko trafiło w punkt śmierci!
Zwłoki entomologa leżały na małej wysepce wśród bagien. Był przy nich aparat fotograficzny, lornetka, zegarek i… kijek do nart, który natychmiast rozpoznała córka zmarłego. Szwedowski zgłosił bowiem o swoim odkryciu milicji, w komendzie przy ul. Żytniej i tam popadł w opały, bowiem twardogłowi funkcjonariusze nie tylko wyśmiali jego „czarnoksięskie” metody poszukiwania, ale i oskarżyli o… kradzież cennych przedmiotów, jakie rzekomo były przy zwłokach. Przypisywano mu nawet, że jest ćpunem, a swemu „przypadkowemu” odkryciu przypisuje magiczne cechy po to, by wyłudzić od rodziny zmarłego nagrodę!
Przyczyna śmierci zaginionego nie została po dziś dzień wyjaśniona i przypadek ten byłby szerzej nie znany, gdyby nie moja publikacja w Nieznanym Świecie. Ja sam byłbym pewnie zresztą nie „wszedł” z tym na łamy, gdyby nie to, że Leszek Wilgat, a potem Wojtek Heinrych, Andrzej Bartosiewicz i inni tropiciele śladów wojennej historii, ponownie przypomnieli mi o Marku Szwedowskim.
Oto bowiem w okolicy zakładu dla ociemniałych dzieci w Laskach, podwarszawski jasnowidz odkrył zapomniany cmentarz wojenny, kryjący groby niemieckich żołnierzy, którzy zmarli w pobliskim szpitalu polowym.
Brat jednego z tych zmarłych przybył do Lasek z przedśmiertnym listem swego kuzyna, na podstawie którego, w archiwach Wehrmachtu znajdujących się w RFN ustalono przybliżoną lokalizację cmentarza. Niestety! Mieszkańcy Lasek zaraz po wojnie zniwelowali groby i na tym miejscu założono ogród warzywny…