Choć to dość leciwa teoria, większość astronomów nie jest w stanie zaakceptować poszlak wskazujących na elektryczną naturę naszego Uniwersum. Tymczasem wiele sugeruje, że potężne wyładowania, których świadkami byli nasi praprzodkowie wpłynęły na rozwój pisma i religii. Czy słynne wojny bogów były w rzeczywistości potężnymi zjawiskami elektrycznymi i plazmowymi o źródłach tkwiących w głębinach Kosmosu?
Szwedzki fizyk, noblista Hannes Alfvén (1908−1995) był twórcą kosmologii plazmy. Choć mieści się ona w głównym nurcie fizyki, odbiega jednak, i to w znacznym stopniu, od teorii Wielkiego Wybuchu, którą popiera większość kosmologów. W duchu koncepcji Alfvéna nie geometria grawitacji, lecz elektromagnetyzm oraz skomplikowana geometria wirów plazmowych są najważniejszymi siłami we Wszechświecie.
Elektromagnetyzm ma występować w każdej dosłownie skali. Tym samym zarówno Układ Słoneczny, jak i cała Droga Mleczna są dynamicznymi obwodami elektrycznymi.
W jaki sposób Alfvén doszedł do takich konkluzji?
Fizyk plazmy oraz pisarz Eric J. Lerner uważa, że przyczyną były często obserwowane w jego rodzimej Szwecji zorze polarne. Sam Alfvén żartował, że w jego ojczyźnie ów spektakl na niebie nazywano włóczniami Odyna, czy – jak pisał w swej książce Lerner – ruchomymi kurtynami ze smugami i szpicami. Co bardziej interesujące, szwedzki fizyk zaobserwował niemalże takie same włókniste smugi w laboratorium.
– Pojawiały się wtedy, gdy wadliwie działało wyposażenie do utrzymywania próżni. Ukazywały się także na fotografiach protuberancji słonecznych i w odległych mgławicach Welon i Orion.