W Ad Astra Brad Pitt wciela się w rolę eksploratora Wszechświata, którego tętno nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach nie przekracza 80 uderzeń serca na minutę. Jednocześnie to człowiek wyalienowany, więzień iluzji tak wszechobecnej, że zastąpiła jego codzienną realność. Czy konfrontacja z nieobecnym wcześniej ojcem – niczym z milczącym, obojętnym na ludzkie losy Bogiem – pomoże mu zrozumieć, kim jest, i przed jakim stanie wyborem?
Jeśli już szukać jakichś porównań, dzieło Jamesa Graya to raczej Solaris (2002) niż takie historie jak Grawitacja (2013) czy Marsjanin (2015). Nakręcono wiele filmów science fiction o ludziach, którzy udają się w odległe zakątki Kosmosu, aby znaleźć prawdę o sobie, ale Ad Astra to klasa sama dla siebie. Jeszcze przed realizacją reżyser zapowiadał, że zamierza nakręcić najbardziej realistyczny obraz SF, jaki kiedykolwiek powstał – i to mu się udało.
Jednocześnie cały ten technologiczny sztafaż został umieszczony w tle rozgrywających się wydarzeń, a najbardziej spektakularnym efektem specjalnym na ekranie jest bez wątpienia – jak określił to jeden z krytyków filmowych – główny bohater, a dokładniej, wcielający się w majora Roya McBride‚a Brad Pitt.