O tym, jak duży wpływ na społeczeństwa wywiera wojna informacyjna można się przekonać od początku inwazji Rosji na Ukrainę. Szczególnie jaskrawym przykładem była putinowska propaganda, próbująca narzucić jedyną słuszną wizję konfliktu. Nie od dziś wiadomo jednak, że rozwój technologii wirtualnych może zmienić radykalnie naszą definicję realności. Możliwe również, że na głębszych poziomach rzeczywistości, gdzie nie sięga ludzki rozum i postrzeganie, zaciera się różnica między faktem a fikcją
Elementem kształtującym część opinii publicznej na świecie są obecnie armie tzw. trolli, którzy z tworzenia fake newsów (fałszywych informacji) uczynili sobie sposób na życie. Trollują nie tylko zawodowcy, ale i anonimowi, znudzeni życiem internauci, a nawet ludzie władzy, nauki czy biznesu, oddelegowani do tego, aby przedstawiać fakty wygodne dla realizacji konkretnej agendy.
Nieformalnym twórcą tytułowego pojęcia post-prawdy jest Donald Trump, który w trakcie swojej prezydentury wielokrotnie przeinaczał różne historie, aby zjednać tym wyborców i polityczno-ekonomicznych partnerów. Jednak z procederem fabrykowania realności mamy do czynienia od zarania dziejów.
W końcu nie dziś powstały powiedzenia, że historię piszą zwycięzcy czy wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą. Obecnie jednak dostrzegamy to bardziej, ponieważ żyjemy w infosferze, zniewalającej nas nieustannym dopływem bodźców i koordynowanej przez ludzi, chcących, by społeczeństwo pozostawało spolaryzowane. To jedna z głównych strategii największych koncernów technologicznych, które w ten sposób niejako infekują umysły ludzi na całej planecie.
Post-prawda jest zjawiskiem, w którym fakty obiektywne przegrywają walkę o moc kształtowania dyskursu publicznego z odczuciami subiektywnymi, odwołującymi się do emocji i prywatnych przekonań jednostek.
Wszyscy zatem mogą kłamać, ale dla nikogo nie ma to już znaczenia. Innymi słowy nic nie jest naprawdę, ale wszystko jest możliwe. To jednak coś więcej niż kłamstwo.