U pacjentów z osobowością wieloraką dochodzi do wielu anomalii – zarówno z perspektywy psychologicznej, jak i zdroworozsądkowej. Jedna z kontrowersyjnych hipotez głosi, że każdy z nas rodzi się z zestawem osobowości, z których dopiero po pewnym czasie kształtuje się nasze Ja. Zdarzają się jednak przypadki, które przeczą konwencjonalnym teoriom, a w ich świetle pacjenci z osobowością mnogą wydają się kimś w rodzaju ofiar Matrixa. Takim pacjentem był Piotr
Osobowość wieloraka często bywa mylona ze schizofrenią, podczas gdy zgodnie z klasyfikacją medyczną są to dwa odrębne typy zaburzeń. Być może przyczyna tych pomyłek kryje się w słowie schizofrenia, które wywodzi się z greki, oznaczając dosłownie rozszczepiony umysł. Jednak wielu badaczy łączy utrwalenie się tego błędnego poglądu z oddziaływaniem kultury masowej, popularyzującej poprzez produkcje filmowe całkowicie wypaczony obraz kliniczny obu schorzeń. Podkreślam ich odrębność, gdyż jest ona kluczowa dla dalszych rozważań.
Ci inni w nas
Termin osobowość wieloraka (bądź mnoga) wprowadzony został przez Amerykanina Mortona Prince’a (1854–1929), ucznia słynnego francuskiego psychiatry Jeana Charcota (1825–1893). Przedstawił on – w wydanej w 1906 r. książce The Dissociation of a Personality – przypadki ludzi z dwiema, lub więcej, niezależnymi osobowościami, a także szczegółowy opis leczenia jednej ze swoich pacjentek.
W psychiatrii zespół rozszczepienia osobowości, polegający na występowaniu u jednej osoby przynajmniej dwóch osobowości, stał się zarzewiem wielu sporów. W publikacjach naukowych opisano do tej pory ok. 200 przypadków osobowości wielorakiej. Skąd bierze się ów czarny pijar i kontrowersje wobec klinicystów gotowych bronić swojej diagnozy? Prawdopodobnie w tym wypadku zaważył casus dr Cornelii Wilbur.
Psychiatra ta zdiagnozowała u swojej pacjentki (Shirley Ardell Mason) osobowość wieloraką, na którą składało się aż szesnaście odrębnych bytów. Ten medyczny fenomen opisała Flora Rheta Schreiber w książce Sibill. Autorka relacjonując proces leczenia psychiatrycznego, pozornie posłużyła się konwencją non–fiction. Dwie ekranizacje filmowe spopularyzowały mocno podkolorowany obraz relacji lekarz – pacjent.