O trwałości związków świadczą nie przeciwieństwa pomiędzy partnerami, lecz to, co mają oni ze sobą wspólnego. A najlepiej by było, gdyby urodzili się pod tą samą, szczęśliwą gwiazdą
Astrologia partnerska, która cieszy się dziś sporą popularnością, znana była już w antyku, chociaż to dopiero współczesność, gdy małżeństwa nie są aranżowane społecznie czy kulturowo, nadała jej tak dużą rangę.
W czasach nowożytnych, a już szczególnie w XX wieku, wypracowano szereg metod interpretacyjnych, mających na celu oszacowanie szansy stworzenia udanego związku przez konkretną parę. Chodzi o to, by ustalić, czy będzie on szczęśliwy, czy raczej pełen gniewu, konfliktów, nieporozumień – i ostatecznie doprowadzi do rozstania partnerów.
Początkowo, w astrologii antycznej repertuar technik interpretacyjnych był dość ubogi, ale na tyle znaczący, że wyznaczył standardy, z których korzystali później astrologowie kolejnych epok, doskonaląc swój warsztat. Dawniej rozważania na temat partnerstwa i łączenia się ludzi w pary, albo oddziaływania dwóch osób na siebie, opierały się na tak zwanej synastrii.
To dość osobliwie brzmiące słowo, używane dziś jako synonim astrologii partnerskiej, pochodzi od greckiego wyrażenia sunastria, nawiązującego do narodzin pod tą samą gwiazdą (gr. aster – gwiazda). Inaczej mówiąc, to, co łączy dwie osoby, to fakt, iż przyszły na świat pod wpływem tych samych planet, albo jeszcze precyzyjniej – w swoich horoskopach urodzeniowych mają w identycznych miejscach te same planety, co gwarantuje pojawianie się między nimi zgody i serdeczności.