Nie sama ilość zachorowań – inaczej mielibyśmy permanentny stan epidemiczny z powodu masowych przypadków… kataru. Niebezpieczeństwo choroby jako takiej? Owszem, to już bardziej.
Jeżeli przyjąć za prawdę ilość patologicznych zmian, jakie przypisuje się SARS-CoV‑2, jest to poważny problem i zarazem potwierdzenie faktu, że wirus BYŁ (a przynajmniej mógł być) modyfikowany za pomocą bioinżynierii.
Kluczowe jest jednak trzecie zagadnienie: WYLECZALNOŚĆ, czyli skuteczność terapii. Tutaj Medycyna Oficjalnych Wytycznych (MOW) NIESTETY praktycznie poległa na całej linii, co konstatuję z trwogą i frustracją.
Infekcje słabą stroną medycyny
W istocie to, co napisałem, nie jest prawdą: MOW leży i kwiczy już od dawna. Z prostego powodu, za którym kryje się straszna rzeczywistość: w III dekadzie XXI stulecia – erze telemedycyny, robotyki chirurgicznej, nanotechnologii i modyfikacji genetycznych oraz wybitnie zaawansowanej diagnostyki, nadal przegrywa ona w walce z chorobami zakaźnymi, tymi najczęstszymi i bynajmniej nie egzotycznymi.
Statystyki są bezwzględne: zapalenie płuc (spowodowane przez różne gatunki bakterii i typy wirusów) zabija w Polsce 12–13 tysięcy osób rocznie, a bywały lata, gdy liczba ta wzrastała do 15 tysięcy, zaś sepsa to minimum 25 tysięcy ofiar. Dochodzą do tego inne choroby infekcyjne, zarówno o ostrym przebiegu, jak i powikłania tych przewlekłych – w sumie zabijają one co roku ponad 50 tysięcy obywateli Polski! Trudno to nazwać triumfem medycyny, tym bardziej, że stan ten utrzymuje się od paru dekad.