Zbigniew Święch – przyjaciel Nieznanego Świata, wspaniały gawędziarz, a zarazem niekonwencjonalny badacz i popularyzator naszych dziejów, którego inspiruje głód poznania i dociekania.
Zachęcamy do lektury wywiadu ze Zbigniewem Święchem
Władca Klątw i mikrobów
Jako niegdysiejszy pracownik – samodzielny dokumentalista Wawelu, czyli wawelski dziejopis – wspaniale łączył wiedzę historyczną z dokumentowaniem spraw bieżących. Szkoda, że wycofał się na emeryturę.
Przypomnijmy, iż jego bestsellerowy, historyczny trójksiąg królewski, wawelsko-wileński, zatytułowany KLĄTWY, MIKROBY i UCZENI (tom I: W ciszy otwieranych grobów, tom II: Wileńska klątwa Jagiellończyka, tom III: Ostatni krzyżowiec Europy), jak też Skarby tysiąca lat i Budzenie wawelskiej pani królowej Jadwigi, wyjawia mechanizm działania klątwy Jagiellończyka.
Natomiast przebój czytelniczy: Czakram wawelski – największa tajemnica wzgórza, uznawany jest za biblię krakowskich czakramistow, a on sam, za największego specjalistę w tej dziedzinie.
Wszystkie wymienione pozycje cieszyły się niezwykłym powodzeniem, a ich łączny nakład przekroczył pół miliona egzemplarzy.
Biblioteczne egzemplarze były totalnie zaczytywane, natomiast chętni na ich lekturę czekali w długich kolejkach. A pisarz ze swoją wydawczynią, Romą Habowską, objeżdżali Polskę, odwiedzali skupiska Polonii na świecie w niekończących się seriach spotkań autorskich, rozmawiając z tysiącami Czytelników i rozdając autografy. Na spotkaniach zjawiało się nawet 200–500 osób. Wykładał też gościnnie na wielu wyższych uczelniach, ceniąc szczególnie Uniwersytet Trzeciego Wieku.
Ten kontynuator tradycji pisarstwa historycznego (w trzytomowych seriach), jako jedyny ze współczesnych pisarzy uzyskał prawo do pracy oraz wypoczynku w oblęgorskim zaciszu (Oblęgorek – dar narodowy dla Henryka Sienkiewicza).
Zbigniew Święch otrzymał ponad 40. prestiżowych nagród i wyróżnień, w tym wiele za rozsławienie na cały świat Wawelu, Krakowa, Wilna oraz dziejów Rzeczypospolitej.
Zapraszany przez królów, książąt, prezydentów, był wielokrotnie przyjmowany przez papieża Jana Pawła II.
Stworzył nowe mity i legendy Wawelu, a jego opowieści przyciągają do Świętego wzgórza Polaków rzesze turystów. Dlatego też otrzymał zaszczytne miano króla marketingu wzgórza wawelskiego.
Jego wielka, autorska przygoda życia zaczęła się w 1973 r., kiedy to naukowcy po raz pierwszy od prawie 500 lat zajrzeli do komory grobowej ze szczątkami króla Kazimierza IV Jagiellończyka. Zbyszek Święch wraz z Adamem Bujakiem kręcili wówczas do cyklu Misteria dla TVP (o kultach i obrzędach religijnych w Polsce) reportaż opowiadający o powtórnym pogrzebie królewskiej pary – Kazimierza Jagiellończyka i jego małżonki, Elżbiety Rakuszanki, zwanej Matką Królów Europy (wszak od obojga wywodzą się prawie wszystkie koronowane głowy naszego kontynentu).
Jesienią 1974 roku zelektryzowała go wiadomość, że trzy osoby z kręgu 32 badaczy grobu odeszły nagle z tego świata.
Niebawem czarna lista zapełniła się 16. nazwiskami – zmarła więc aż połowa naukowców pracujących przy ekshumacji króla. Wtedy Zbyszek Święch uświadomił sobie, że to nie może być przypadek, a podobna proporcja wystąpiła w odniesieniu do klątwy faraona Tutanchamona, po otwarciu jego grobowca.
Miał więc w ręku sensację tysiąclecia – szansę udokumentowania drugiej takiej klątwy w historii naszej cywilizacji.
Do wyjaśnienia serii tajemniczych zgonów zabrał się za pomocą argumentów rozumowych. Winowajcą okazał się znaleziony w królewskim kolanie Aspergillus flavus, bardzo toksyczny grzyb-pleśń, zwany kropidlakiem złocistym (żółtym).
Wielki historyk, prof. Aleksander Gieysztor, już w 1983 r. prorokował: Mam przeczucie, iż na tej „klątwie Kazimierza IV” Polska wejdzie do wyobraźni świata. Tak też się stało. Święch (…) na skrzydłach klątwy Jagiellończyka „sprzedał” Wawel światu w taki sposób, w jaki klątwa Tutanchamona magnetyczną siłą przyciąga miliony ludzi z całego globu do Doliny Królów.
Już pierwsze odcinki książki, drukowane w Literaturze i Echu Krakowa, a następnie w prasie polonijnej, niemal z całego globu, budziły emocje Czytelników. A wnet wiodące tytuły prasowe świata, jak londyński The Times, włoska La Stampa, niemieckie Die Welt i Abendblatt, bułgarskie pismo Paraljeli, Radio BBC i wiele innych mediów poniosło w świat informację o dociekaniach pisarza z Krakowa, który twierdzi, iż za egipską i polską klątwą stoi kropidlak żółty.
– Tak dalece zaraziłem świat nauki wawelskimi mikrobami, że najważniejsze laboratoria świata przyjęły ten właśnie punkt widzenia, a przyjaciele z różnych krajów nadsyłali wycinki, powołujące się na „wawelski casus królewskiej klątwy” – wspomina Zbyszek Święch.
W ślad za tym otrzymał stypendium w USA – było więc śniadanie w Białym Domu na zaproszenie samego Ronalda Reagana, wykład w Międzynarodowym Klubie Uniwersytetu Stanforda (o podobieństwach i różnicach między obiema klątwami), spotkanie z Janem Karskim w Waszyngtonie, odwiedziny w domu Jana Nowaka-Jeziorańskiego, wreszcie, jako szósty Polak, został mianowany członkiem rzeczywistym elitarnego, światowego Explorers Club w Nowym Jorku – na podstawie dorobku odkrywcy z głębi dziejów Polski i Europy.
Wreszcie, w maju 1988 r. drukarnię opuścił tom I tryptyku, a w ślad za tym posypały się entuzjastyczne recenzje. W roku 1990, ówczesny minister edukacji, prof. Henryk Samsonowicz, zalecił tę książkę jako lekturę szkolną.
W tomie II historycznego cyklu, zatytułowanym Wileńska klątwa Jagiellończyka, Z. Święch opisuje, w jaki sposób złapał za rękę króla Kazimierza IV, udowadniając, że rzucił takową: (…) Jego klątwa w Wilnie trwała 333 lata (od 1604 do 1937 r.), miała charakter czysto magiczny! – podkreśla pisarz. – A tom III, wydany w 1995 r. opowiadał o klątwie kamiennej lawiny prześladującej „Ostatniego krzyżowca Europy” Władysława III Warneńczyka. Przy okazji stworzyłem starszemu bratu Kazimierza IV legendy – astralną i kryształową. Są to sprawy, którymi możemy porwać i zauroczyć Europę, będąc częścią składową Unii. Szkoda, że jesteśmy krajem permanentnych stanów wyjątkowych, który nie szanuje i spycha na margines najważniejszy z „towarów”… eksport polskiej kultury.
Przypomnijmy również, że Zbigniew Święch wykonał edukacyjną robotę dla Pałacu Buckingham w Londynie.
Gdy agencje prasowe poniosły w świat sensacyjną prawdę, iż od Elżbiety Rakuszanki, małżonki Kazimierza IV, wywodzą się koronowane głowy Europy, odezwał się rzecznik Elżbiety II, oświadczając, iż Jej Wysokości nic nie wiadomo na temat korzeni jagiellońsko-krakowskich. Jednak, gdy monarchini przybyła do Polski w 1996 r., usłyszeliśmy, że (…) jest świadoma swych związków krwi z Jagiellonami.
Tak, w skrócie, wyglądało odkrywcze dzieło współczesnego dziejopisa wawelskiego oraz jego promocja Polski w świecie, której sednem stały się tajemnice wawelskiego wzgórza i klątwa Jagiellończyka. Ileż twórczego poruszenia może przyczynić jeden, niepokorny, poszukujący człowiek?
W tym kontekście nie sposób nie napomknąć o groteskowej w swym wymiarze aferze związanej z tzw. czakramem wawelskim, o historii którego przypomniał Święch.
Ówczesny dyrektor Muzeum na Wawelu, Jan Ostrowski, wespół z proboszczem Katedry Wawelskiej rozprawił się z ową legendą, przekraczając swoje kompetencje, granice dobrego smaku i tolerancji, a przy okazji zapominając, iż Wawel nie jest prywatną własnością, lecz wspólnym, narodowym dobrem.
Autorytatywnie ogłosił bowiem, że na Wawelu żadnego czakramu nie ma, a tych, którzy są przekonani o jego istnieniu, był uprzejmy określić mianem koalicji oszołomów, tudzież propagatorów ciemnoty i zabobonów.
Wzburzeni Czytelnicy NŚ pisali do redakcji, że dyrekcja Wawelu nie tylko odebrała im możliwość bliskiego obcowania z tym, co nazywane jest energią tamtejszego czakramu, lecz wręcz zakwestionowała prawo do wiary w ów – nieważne: rzeczywisty, czy tylko domniemany – fenomen.
Cała ta wrzawa wokół wawelskiego miejsca mocy sprawiła, że chętnych do obcowania z magicznym kamieniem przybywało.
Dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, Andrzej Szczygieł, skwitował tę historię słowami: Pytanie, czy dyrektorowi Wawelu wolno było zagrodzić dostęp do ściany, to pytanie o tolerancję. (…) Przecież ludzie od dawna przychodzą na dziedziniec, by się „naładować” energią, a Wawel jak stał, tak stoi. Być może decyzja dyrektora jest wybiegiem, by wzmóc zainteresowanie czakramem.
Cóż, nic dodać, nic ująć.
[FMP][/FMP]