Zamieszanie wokół działań podejmowanych na świecie w walce z tzw. świńską grypą i towarzyszące im wrzenie, którego areną jest od wielu miesięcy internet, rodzą uzasadniony niepokój. Formułowane w tej sprawie publiczne oskarżenia muszą bowiem albo zostać oficjalnie zdezawuowane, albo spowodować wdrożenie niezbędnych procedur prawnych
Problem, który dziś podejmuję, od dłuższego już czasu systematycznie pojawia się w czytelniczej korespondencji. Chodzi generalnie o szczepienia, zwłaszcza przymusowe, przy czym cała sprawa nabrała wyraźnej dynamiki w efekcie wybuchu wiosną tego roku epidemii tzw. świńskiej grypy. Piszę: tak zwanej, gdyż studiując różnorakie materiały na ten temat napływające z całego świata, trudno oprzeć się wrażeniu, iż nie jesteśmy do końca świadomi wydarzeń, które rozgrywają się za kulisami oficjalnych oświadczeń wydawanych w tej mierze przez WHO i rządy poszczególnych państw.
Wokół zagadnienia, o jakim mowa i ściśle związanej z nim kwestii planowanych na wielką skalę szczepień ochronnych, w internecie trwa od kilku miesięcy zażarta wymiana zdań,
w której prym wiodą ich przeciwnicy, a zwłaszcza rzecznicy spiskowej teorii odnoszącej się do pandemii choroby, określanej mianem świńskiej grypy.
Przykładem tej opcji jest niedawna korespondencja pani Grażyny Majewskiej, która zgromiła nas w ostrych słowach za publikację w nr. 6 NŚ wywiadu z profesorem Haraldem zur Hausenem – laureatem Nagrody Nobla w ub. r. w dziedzinie fizjologii, przyznanej przede wszystkim za badania nad rakiem szyjki macicy i opracowanie szczepionki obniżającej ryzyko zachorowania na ten rodzaj nowotworu. Wspomniana Czytelniczka uznała ów wywiad za wyjątkowo szkodliwy, obwiniając szwedzkiego naukowca o wszystko, co najgorsze, włącznie ze sformułowaniem pod jego adresem zarzutu, iż siedzi w kieszeni producentów szczepionek, które, jej zdaniem, są gwałtem na organizmie. Wezwała nas również do włączenia się w kampanię przeciwko szczepieniom, gdy zaś odpowiedziałem, że nie widzę możliwości cenzurowania poglądów laureata Nagrody Nobla, nawet gdy nie są zgodne z zapatrywaniami niektórych Czytelników, zostałem poczęstowany primo – przyganą, że nic nie rozumiem, secundo zaś zapowiedzią, że korespondentka przestanie Nieznany Świat czytać.
Dotkliwy cios w postaci zaprzestania lektury NŚ przez zaciekłą przeciwniczkę szczepień, jakoś zniesiemy. Ze swej strony chcę powiedzieć, iż nie mogę oczywiście wykluczyć, że niektórych rzeczy nie rozumiem. Po to bowiem, by na wspomniany temat móc się w sposób kompetentny wypowiadać, potrzebna jest gruntowna, specjalistyczna wiedza, której – w odniesieniu do szczegółowych kwestii – mi brakuje. To pewne natomiast, że nie są jej w stanie zastąpić sięgające wysokiego C emocje, jakich przykładem jest cytowany list, sprowadzający się z grubsza do stwierdzenia: Nie, bo nie, a kto nie z nami, ten wróg. Tak dyskutować się nie da.
W odniesieniu do generalnego problemu szczepień poglądy, także w świecie medycznym, są podzielone, a ekspertyzy i raporty dotyczące sygnalizowanego problemu, jeśli chodzi o wieńczące je wnioski niejednokrotnie okazują się sprzeczne.
To, że stosowanie szczepionek często pociąga za sobą ujemne skutki uboczne dla organizmu, zdaje się nie podlegać dyskusji. Podstawowy dylemat sprowadza się natomiast do tego, czy w walce z konkretnymi chorobami okazują się one bronią na tyle skuteczną, że – ważąc na szali różne argumenty – należy opowiedzieć się za rozwiązaniem uznawanym za wartość nadrzędną (uwaga ta nie dotyczy sezonowych szczepień na grypę, które z powodów, o jakich pisze na str. 57 dr Kołodziejczyk, są klasycznym zawracaniem głowy, gdyż okazują się po prostu nieskuteczne).
Tak właśnie jest, jak się wydaje, w przypadku szczepionki antynowotworowej profesora zur Hausena. Z drugiej jednak strony trudno nie dostrzec obłędnej ilości obowiązkowych szczepień, jakim poddawane są w Polsce noworodki, niemowlęta i małe dzieci. W pierwszych osiemnastu miesiącach życia otrzymują one 16 obowiązkowych szczepień przeciwko 10 chorobom, a 10 dodatkowych szczepień jest zalecanych w okresie 24 miesięcy po urodzeniu. W dodatku część tych szczepionek zawiera thimerosal, którego główną składową stanowi rtęć. Na niekorzystne skutki jej aplikowania dla ludzkiego zdrowia zwraca dziś uwagę coraz więcej naukowców, a cała sprawa była w Stanach Zjednoczonych przedmiotem bardzo krytycznych analiz i badań, przy czym informacje dotyczące ich ukrywano i wyciszano, co trzeba uznać za niebywały skandal.
Staje tu notabene na porządku dziennym z pełną ostrością problem, czy szczepienia przymusowe – poza absolutnymi, w pełni uzasadnionymi wyjątkami – są w ogóle konieczne i czy nie naruszają sfery wolności człowieka.
Nie sposób też przeoczyć, że istnieją liczne państwa, które się z nich niemal całkowicie wycofały – na rzecz szczepień dobrowolnych, gdzie decyzję na tak podejmują sami zainteresowani (w przypadku dzieci ich rodzice). To model, w stronę którego powinniśmy zmierzać bez względu na interesy bardzo skądinąd silnego lobby szczepionkowego. Nade wszystko jednak potrzebna jest tu niczym nieskrępowana wymiana poglądów, którą – jeśli chodzi zwłaszcza o szczepienia dziecięce – próbuje się kneblować, co stanowi metodę nie do przyjęcia i co w przypadku redagowanego przeze mnie pisma – zapowiadam to bez ogródek – nie przyniesie żadnego skutku.
Oczywiście trudno też nie zauważyć, że nad całą sprawą unosi się generalny i w pełni usprawiedliwiony brak zaufania do koncernów farmaceutycznych, które dla pomnożenia własnych zysków są w stanie zrobić wszystko, włącznie – czego wykluczyć nie można – ze sztucznym kreowaniem sytuacji, mogących pomóc im w osiągnięciu tak sprecyzowanego (i oczywiście starannie zakamuflowanego) celu. Z tego punktu widzenia to, co dzieje się wokół świńskiej grypy (za chwilę do niej wrócę), daje wiele do myślenia.
Nie upoważnia natomiast, naszym zdaniem, do kwestionowania zasadności każdego szczepienia,
czy też np. oczekiwania od współpracujących z redakcją lekarzy (jak stało się to w przypadku otrzymanego przez nas przed kilkoma tygodniami i adresowanego do dr. Janusza Kołodziejczyka maila), by podpowiedzieli, w jaki sposób uniknąć poddania dziecka obowiązkowym szczepieniom ochronnym, dla których podstawę w Polsce oraz większości państw stanowią uchwalone przez parlament ustawy. Żaden lekarz bowiem takich rad udzielać nie może. Może natomiast i powinien – jak czyni to dr Kołodziejczyk w obecnym numerze NŚ, podobnie jak w wypowiedzi dla tygodnika ANGORA (zob. artykuł red. Krzysztofa Różyckiego Szczepionka na kryzys – nr 32 z br.), jeśli takie jest jego przekonanie, dać wyraz wątpliwościom, czy coroczne poddawanie się szczepieniom przeciw grypie sezonowej ma sens, skoro jej wirus nieustannie mutuje i szczepionka stosowana np. w 2008 r. de facto dotyczy wirusa wcześniejszego, a nie obecnego, w związku z czym zazwyczaj okazuje się ona nieskuteczna.
Ale to jest – zwracam uwagę – zupełnie inna płaszczyzna rozmowy, niż wykrzykiwanie generalnych, emocjonalnych haseł antyszczepiennych z jednej strony, z drugiej zaś usilne i nachalne lansowanie przez koncerny farmaceutyczne wyników opłaconych przez nie badań (ergo już w punkcie wyjścia rodzących wątpliwości co do ich obiektywizmu), mających uzasadnić tezę przeciwną. Powtarzam: bez gruntownej wiedzy na ten temat i elementarnej uczciwości w prezentowaniu racji za i przeciw nie da się w tej mierze sformułować prawidłowej konkluzji. A, niestety, tocząca się wokół sygnalizowanych spraw dyskusja kryteriów tych nie spełnia.
Najlepiej widać to na przykładzie świńskiej grypy.
Zamieszanie okazuje się tu totalne, a jego dobitnym wykładnikiem jest casus austriackiej dziennikarki Jane Burgermeister, która w czerwcu złożyła pozew sądowy przeciwko ONZ, Światowej Organizacji Zdrowia, koncernom farmaceutycznym oraz licznym finansistom i politykom, z Barackiem Obamą włącznie, oskarżając ich o bioterroryzm i świadome rozpętanie światowej epidemii świńskiej grypy po to, by zebrała ona jak największe żniwo wśród potencjalnych ofiar, a jednocześnie – w efekcie potencjalnego zarządzenia przez WHO i wchodzące w skład tej organizacji państwa obowiązkowych szczepień – zapewniła przemysłowi farmaceutycznemu niewyobrażalne wręcz dochody.
Sprawie tej w internecie od kilku miesięcy towarzyszy bezprecedensowe wrzenie, a atmosferę dodatkowo podgrzał fakt, iż wspomniana austriacka dziennikarka (dodajmy: osoba zajmująca się na co dzień tematyką medyczną i współpracująca z wieloma prestiżowymi tytułami) po tym, co zrobiła, została przez redakcje korzystające wcześniej z jej publikacji uznana za persona non grata. Jednocześnie trudno przeoczyć, że oskarżenia Burgermeister są totalne, gdyż obwinia ona np. WHO, podobnie jak inne podmioty objęte pozwem, o popełnienie de facto przestępstw kryminalnych. Chodzi w szczególności o domniemane sztuczne skonstruowanie wirusa świńskiej grypy i przesłanie go do oddziałów firmy Baxter w Austrii, która miała z kolei wyprodukować 72 kg zanieczyszczonej szczepionki, ekspediując ją następnie (przy użyciu fałszywych dokumentów) do laboratoriów w kilku krajach. Wszystko to, zdaniem Jane Burgermeister, stanowi element ogólnoświatowego, godzącego w ludzkie zdrowie spisku, który ma na celu depopulację globu, a jednocześnie zapewnienie światowemu przemysłowi farmaceutycznemu krociowych zysków.
Przestudiowaliśmy w redakcji liczne, bardzo liczne materiały upowszechniane na ten temat za pośrednictwem sieci elektronicznej.
Na ich podstawie, jak sądzę, można pokusić się o następującą konkluzję: Albo austriacka dziennikarka śledcza, jak twierdzą niektórzy, oszalała (na rzecz tej tezy przemawiałby fakt, iż do grona spiskowców w kontekście świńskiej grypy zaliczyła ona m.in. Baracka Obamę, gdyż można uwierzyć we wszystko, ale nie w to, że wybrany niedawno prezydent mocarstwa nr 1 za pomocą świńskiej grypy – przy pomocy ONZ oraz WHO – zamierza unicestwić część mieszkańców Ziemi), albo za całą sprawą rzeczywiście kryją się dziwne i niepokojące mechanizmy oraz działania. Ich wyjaśnieniu – to też trzeba otwarcie powiedzieć – nie służą chaotyczne poczynania tudzież mętne oświadczenia Światowej Organizacji Zdrowia, która z jednej strony, wydaje się zmierzać do zarządzenia obowiązkowych szczepień przeciwko świńskiej grypie we wszystkich należących do niej państwach, z drugiej zaś, nie reaguje – w sposób, jakiego należałoby od niej oczekiwać (przede wszystkim za pośrednictwem środków masowego przekazu) – na wysuwane pod swoim adresem zarzuty i oskarżenia.
Potęguje to ogólny zamęt, który, niezależnie od samej choroby, z całą pewnością nie sprzyja ludzkiemu zdrowiu,
do jakiego ochrony organizacja ta jest powołana. Jedne kraje bowiem już podjęły decyzję o przymusowych szczepieniach przeciwko świńskiej grypie, podczas gdy inne sprzeciwiają się przyjęciu tego rozwiązania.
Nie może też być tak, że de facto bez reakcji w tzw. oficjalnych mediach pozostają publicznie formułowane oskarżenia niektórych lekarzy (jak np. dr Marca Girarda z Francji), podobnie jak milczenie towarzyszy zarzutom kierowanym pod adresem dwóch kluczowych – w obrębie omawianego zagadnienia – światowych koncernów farmaceutycznych, nie mówiąc już o wyjątkowo wybuchowej sprawie, którą była ponoć eksplozja paczki z rzekomo „zatrutą szczepionką” w pociągu ekspresowym w Szwajcarii (miała być ona transportowana z Meksyku do jednego z tamtejszych laboratoriów).
Wszystkie te okoliczności i wydarzenia uzasadniają stawianie pytań, na które musi zostać udzielona jasna, nie budząca wątpliwości odpowiedź. W przeciwnym bowiem razie dylematu: histeria czy spisek? nie da się w sposób odpowiedzialny rozstrzygnąć.
PS. Tuż przed podpisaniem tego numeru do druku do naszych rąk dotarł memoriał profesor doktor Marii Doroty Majewskiej z Zakładu Farmakologii Katedry Marii Curie Komisji Europejskiej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, dotyczący obowiązkowych szczepień niemowląt i małych dzieci przy użyciu toksycznych związków, takich jak wspomniany wcześniej thimerosal. Ściślej mówiąc chodzi tu o korespondencję profesor Majewskiej skierowaną do kilku stowarzyszeń usilnie propagujących szczepienia. Zawarte tam informacje są tak ważkie merytorycznie, a zarazem bulwersujące, że po zapoznaniu się z nimi uznaliśmy, iż stanowisko redakcji Nieznanego Świata w sygnalizowanych kwestiach musi stać się bardziej zdecydowane niż dotychczas. Do sprawy powrócimy.