Ksiądz Mario Canciani, proboszcz kościoła pod wezwaniem Św. Giovanni Battista dei Fiorentini w Rzymie, w dniu Św. Franciszka udziela szczególnego błogosławieństwa zwierzętom, otwierając im bramy starego kościoła. Powody, dla których zdecydował się podjąć tę niezwykłą decyzję, wyjaśnił w wywiadzie dla włoskiego czasopisma Magicamente.
Ten rzymski kościół, pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela Florentczyków, datujący się z 1519 roku i położony przy ulicy Acciaioli 2, na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia wśród setek świątyń Wiecznego Miasta. Tymczasem jest jedyny w swoim rodzaju w skali całego świata. Od 1984 roku bowiem mają do niego wolny dostęp wszystkie zwierzęta, a także obchodzą tam swoje święto. Jest nim dzień 4 października poświęcony Św. Franciszkowi z Asyżu.
Właśnie wtedy odwieczni przyjaciele człowieka w świątyni przy Acciaioli 2 otrzymują specjalne błogosławieństwo.
Ksiądz Mario Canciani jest tam proboszczem od 1982 roku i jest tak niezwykły jak jego kościół. To on właśnie wprowadził ten zwyczaj. Niezwykłość księdza Canciani, któremu nadano przydomek „świeckiego kapłana”, polega nie tylko na jego wspaniałej osobowości i wyjątkowym przygotowaniu religijnym i kulturowym (w swych kazaniach cytuje wielkich myślicieli, również takich jak Kant czy Wolter). Charakteryzuje ją również obfita działalność literacka księdza Canciani, który jest autorem takich książek jak: Rozum wobec istnienia Boga, Droga wiary, Notatki z podróży po ziemi Jezusa, W Arce Noego, Religie i zwierzęta, Będę miał następne życie, Rozmowy z tamtym światem, Trzy okresy wieku miłości, Czułość. Wkrótce ma się ukazać najnowsza książka księdza Canciani: Ostatnia wieczerza u Esseńczyków.
Ksiądz Mario pisuje prócz tego artykuły do gazet codziennych i prowadzi stałe rubryki w dwóch czasopismach.
Symbol całej Natury
– Jak narodził się pomysł zadedykowania święta Św. Franciszka najlepszym przyjaciołom człowieka i udzielania im błogosławieństwa? – zapytał włoski dziennikarz F. Selli.
– Stało się to – opowiada ksiądz Mario – kiedy zauważyłem z jakim okrucieństwem były traktowane baranki na stacji kolejowej w Stimigliano, gdzie w okresie Wielkiejnocy były zabijane, nie od razu, jak nakazuje prawo, ale umierały powoli, wykrwawiając się w strasznych męczarniach (mięso jest wtedy bielsze). Zdecydowałem wówczas, że należy coś zrobić i zwróciłem uwagę na fakt, że w środowisku Kościoła nie przywiązuje się większej uwagi do świata zwierzęcego. A przecież to część całego Wszechświata, który znajdujemy również w naszych kościołach, w rzeźbach, w malarstwie, nawet w bożonarodzeniowej szopce. Dlatego uważałem za słuszne pomóc tym stworzeniom w głoszeniu Chwały Bożej i nie pozwalać na sprawianie im cierpień przez człowieka.
– Pozwala ksiądz również na ich wejście do Kościoła i na spokojne asystowanie w czasie mszy św. Jaka była reakcja Watykanu, parafian księdza, zwykłych ludzi i mas mediów na tego rodzaju bezprecedensowe innowacje?
– Kiedyś, dawno temu, zwierzęta przychodziły do kościoła. Dopiero w późniejszych czasach, po Karolu Wielkim, został wydany edykt zabraniający tego, być może z obawy przed chorobami. W British Museum w Londynie można oglądać obrazy, na których widnieją namalowane zwierzęta, znajdujące się w katedrach i w kościołach. Dopiero Kartezjusz odmówił zwierzętom duszy, porównując je do maszyn, twierdził nawet, że nie są zdolne cierpieć – podczas gdy Kant napisał dzieło zatytułowane „Cierpienie zwierząt”. Zwłaszcza w Anglii żywo zareagowano na to dzieło stwierdzające, że nie jest ważne czy zwierzę posiada inteligencję, natomiast jest oczywistym, że cierpi. Pozwoliłem więc zwierzętom na wejście do kościoła nie tylko ze względu na miłość, jaką do nich żywię, lecz również i dlatego, aby podkreślić ich ważność i aby je poprzeć. Weterynarze zapewnili mnie, że baranki nie będą już ginąć w taki nieludzki sposób, jak to zaobserwowałem.
Oczywiście początkowo podrwiwano sobie trochę ze mnie za to zajmowanie się zwierzętami.
Ale ta moja postawa wiąże się również z osobami moich parafian. Wielu z nich jest starszymi ludźmi, którzy przyzwyczaili się przychodzić do kościoła w celu odbycia modlitw razem ze swoimi ulubieńcami. Natomiast ze strony władz zwierzchnich krytyka nie była zbyt silna. Zrozumiano tam bowiem, że znaczenie mojego gestu ma o wiele głębszy charakter.