Duszo moja, gdzie jesteś? Czy mnie słyszysz? Przemawiam, wołam cię – czy jesteś tu? Powróciłem, ponownie tu jestem – pył wszystkich krajów strząsnąłem z mych stóp i przyszedłem do ciebie. Mam ci opowiedzieć o wszystkim, co ujrzałem, przeżyłem i wchłonąłem w siebie? A może nie chcesz słyszeć o całym tym życiu i świecie pełnym hałasu? Ale jedno musisz wiedzieć: jednego się nauczyłem, że trzeba żyć tym życiem
Głosy
Porównanie Jerzego Korpantego (który analizował analogie występujące pomiędzy powieścią Jerzego Krzysztonia Obłęd a Czerwona księgą Junga – przyp. red.) bliskie mi jest z prostego powodu: jestem bowiem autorem rozprawy krytycznoliterackiej Wędrowanie do kresu cierpienia. Motywy archetypowe i symboliczne w prozie Jerzego Krzysztonia (Opole, 2001). Problem, który rozwinął Korpanty, związany jest z urojonymi głosami, które słyszy Krzysztof J. i takimi też rozmowami, toczonymi przez bohatera Obłędu, jak i z głosami, które również słyszy i z którymi rozmawia w trakcie swoich medytacji – imaginacji C.G. Jung. Podstawowa różnica dotyczy formy literackiej – Jerzy Krzysztoń napisał powieść fikcyjną, choć prawdopodobną w narracji artystycznej, a szwajcarski psycholog złożył odautorskie świadectwo przeżyć i doświadczeń ze swojego eksperymentu. Podobieństwo dotyczy sytuacji, w której oba dzieła powstały: rzeczywistego pogrążenia się bohatera Krzysztonia w świecie urojeń nieprowokowanych, ale chorobowych, oraz zmagania się Junga ze światem podobnym, lecz prowokowanym przezeń i będącym pod kontrolą.
W rzeczywistości Jerzy Krzysztoń był pacjentem szpitala psychiatrycznego (Obłęd ma przeto posmak autobiograficzny), a Carl Gustav Jung – lekarzem, psychiatrą. Korpanty mocno podkreślił fakt dystansowania się Junga wobec wizji i głosów przez podejmowanie z nimi dialogu, dążenie do rozumienia – w przeciwieństwie do bohatera Krzysztonia, który jest podobnymi fenomenami owładnięty. Uważam, że Jerzy Krzysztoń, polski prozaik i dramaturg, walczył ze swoją chorobą psychiczną, Obłęd stanowi świadectwo i przykład tej walki. Jakkolwiek różnica uwypuklona przez tłumacza Czerwonej księgi jest faktem, to można również wskazać na pewną praktykę auto-psychoterapeutyczną Krzysztonia, o której wspominali jego przyjaciele. Polegała ona na pisaniu, zwłaszcza w okresie przepustek ze szpitala psychiatrycznego w Tworkach. Zapiski złożyły się na powieść Obłęd. Pisarz brał swoje przeżycia w nawias, przypisując je wymyślonemu bohaterowi – w pewien sposób egzorcyzmował… Kogo jednak? Siebie?
W Obłędzie Krzysztonia głosy, które słyszy Krzysztof J., należą do postaci historycznych. Projektuje owe głosy na pacjentów Tworek, są one wynikiem traum o charakterze patriotycznym i zapisem stanów psychotycznych. Najważniejszym z nich okazuje się głos, z wileńskim akcentem, z kresowym zaśpiewem, który słyszy w pierwszych fazach choroby, głos Dostojnego Rozmówcy, czyli Marszałka, a ostatecznie samego Boga. W szpitalnej, jadalni, łaźni i sali, zwanej przez niego Karmazynową Komnatą, spotyka, widzi i rozmawia z wielkimi postaciami dawnej Rzeczypospolitej. Są to: Stańczyk, kilku najważniejszych polskich wodzów i polityków: ks. Józef Poniatowski, Józef Piłsudski, młody Dmowski i wielu innych, np. Markiz de Sade, ba, sam Chrystus. Występują też w powieści reprezentanci świata piekielnego, z Szatanem na czele, pod postacią Starego Kolejarza (ten fragment to jedno z ważniejszych preludiów obłędu), są diabliczki (pielęgniarki szpitala psychiatrycznego, w którym, jak podejrzewa Krzysztof J., dokonuje się medycznych eksperymentów na pacjentach). Szpital to zakonspirowany obóz koncentracyjny. Do scenerii dodać można apokaliptyczne obrazy końca świata, wojny atomowej, jak i inne paranoiczne teorie spiskowe, które bohater Obłędu rozwija w monologach. W jednym z urojeń zostaje wtajemniczony i przyjęty do Supertajnej Organizacji Agentów Dobrej Woli, walczących ze złem za pomocą telepatii. Szczególnie szokująca jest halucynacja, której doświadcza idąc ulicami współczesnej Warszawy, a wśród przechodniów dostrzega widma powstańców z sierpnia 1944 r. Czas tej i innych wizji to wieczne teraz. Duchy przeszłości są obecne nieustannie w jego doświadczeniu, iluminacji, i wszystko, co go otacza, ma podwójne, głębokie, wręcz tajemne znaczenie. (Jung prawdopodobnie mówiłby o ujawnionej w tych przeżyciach, głębszej warstwie nieświadomości, jako nie tylko osobistej, ale plemiennej i narodowej, zbiorowej traumie, gdyż bez historii, nie ma psychologii, jak głosi analityczny aforyzm).