Wśród starożytnych Greków było rozpowszechnione przekonanie, obecne również w mezopotamskim obszarze kulturowym, że najważniejsze decyzje ludzi, odkrycia i olśnienia są w dużej mierze wynikiem inspiracji ze strony bytów nadludzkich (wcale niekoniecznie bogów). Byty te porównywano do duchów sprawujących pieczę nad ludzkością – i nie było to odległe od jakże awangardowego poglądu, że siły kosmiczne wspierają rozwój Ziemi
Wyrazem tego była wiara w geniuszy (łac. genius), to znaczy w duchy inspirujące. Najbardziej znane jest pojęcie genius loci, czyli duch przypisany do określonego miejsca, ale były i inne ich rodzaje.
Opis z Wikipedii podaje:
„Genius loci”, łac: duch opiekuńczy danego miejsca – duch lub demon władający albo opiekujący się jakimś miejscem. Według mitologii rzymskiej opiekuńcza siła, coś, co sprawia, że dana przestrzeń jest jedyna w swoim rodzaju (tam też siła często przedstawiana w postaci węża). Duchy opiekuńcze miejsc lub poszczególnych osób powszechnie występują również w innych wierzeniach (także słowiańskich czy chrześcijańskich).
W przypadku Sokratesa mamy jednak nieco precyzyjniejszą ideę, która dla ówczesnych ludzi stanowiła najwyraźniej pewien problemem. Zanim to przedstawię, przypomnieć muszę, że Sokrates był nie tylko filozofem, ale i nauczycielem (uczył głównie synów bogatych arystokratów), który wprowadził na scenę ewolucji ludzkości nowość przełomową – uczenie dzieci samodzielnego krytycznego myślenia. W jego wypowiedziach można znaleźć nawet aluzje do tego, co dzisiaj psychologia określa mianem integrowania osobowości, będącego w istocie fundamentem ewolucji psychicznej (czyli rozwoju ludzkości).
Wiodący nauczyciele, twórcy nowych szkół we wszystkich późniejszych epokowych przeskokach, zawsze powoływali się na takie właśnie nauczanie sokratyczne – od Vivesa i Erazma z Rotterdamu w przełomie renesansowym, aż po Wilhelma Diltheya i Hermana Nohla, którzy stali za największą dwudziestowieczną rewolucją edukacyjną. Można więc stwierdzić, że starożytni Grecy, a Sokrates w szczególności, utorowali drogę ku całemu późniejszemu rozwojowi świadomości (bo myślenie samodzielne nim w istocie jest).
Odnośnie Sokratesa, motyw inspiracji przez byt boski wyszedł na światło dzienne przy okazji jego procesu, bo przez to, że on owego wpływu nie ukrywał, oskarżony został o pychę – chęć wywyższania się. Twierdził bowiem, że poprzez pewnego pośrednika miał kontakt wprost z bogiem, czemu zawdzięczał swoje sukcesy i unikanie różnych pułapek. Mówił, że otrzymywał konkretne instrukcje!
W swym dialogu Republika zasugerował, że tylko dzięki temu daimonionowi (tak owe postacie wtedy określano) mógł stać się prawdziwym filozofem. Przyznał to, mimo że był zdeklarowanym racjonalistą, precyzując przy tym, że sygnały, jakie otrzymywał, miały wyłącznie postać ostrzeżeń. Platon w tekście znanym jako Apologia 31c zawarł wyjaśnienie Sokratesa:
Mam boskiego daimoniona, od boga, co zaczęło się już w czasach dzieciństwa. Jest to głos i zawsze, gdy mówi, to odwraca mnie od czegoś, co bym bez tego zrobił, aczkolwiek nigdy nie kieruje mnie ku czemuś. To pod jego wpływem unikałem np. spraw publicznych i teraz myślę, że było to całkiem słuszne. Uwierzcie mi, panowie z ławy sędziowskiej, że bez tej pomocy już bym dawno nie żył.
Taki tekst znajduje się w Encyklopedii psychologii i religii, pod redakcją prof. Davida Leeminga, wydanej w 2013 r. Rzuca to nowe, i dosyć niezwykłe światło na kwestię wspierania rozwoju ludzkości (w szerszym rzecz jasna ujęciu niż tylko kontekst przemian obecnych).