Platon, ustami Sokratesa utrzymuje, iż poza życiem ziemskim jesteśmy aniołami. Chociaż nie używa tego słowa, to opisuje, jak między krótkimi żywotami na Ziemi, każdy z nas lata swobodnie na wspaniałych skrzydłach w jakimś siódmym niebie
Dialogi Platona są jedną z najbardziej pasjonujących lektur mojego życia. Pomijając emocje towarzyszące mi podczas kibicowania Sokratesowi, gdy ten grilluje pytaniami rozmaitych arogantów, znalazłem tam wiele fantastycznych opowieści o Atlantydzie, o planetach, gdzie każdy kamień mieni się wszystkimi kolorami, o grotach, w których tańczą nierozpoznawalne cienie, o czteronogich hermafrodytach oraz moją ulubioną – o upierzeniu, które każdy z nas zrzuca nim zstąpi z Zaświatów, by wieść ludzkie życie na Ziemi.
Gdy nadchodzi czas zejścia na Ziemię, tak jak dzieciom wypadają mleczne zęby, pióra opadają, a skrzydła zanikają. Dopiero w takiej wersji podstawowej możemy przekroczyć wrota Zaświatów, którymi jest kobiece łono i zaznać łez padołu.
Po raz pierwszy czytając Dialogi myślałem: Ten Platon to miał bujną wyobraźnię! Dziś wiem, że jest zupełnie inaczej. Wiara w pokrewieństwo ptaków z umarłymi była kiedyś powszechna, a i do dziś gdzieniegdzie się tli. Zajrzyjmy na nasze słowiańskie podwórko.
Zachodnia Słowiańszczyzna to ziemia raczej płaska, gęsto zalesiona, o rajskim klimacie latem i lutych zimach. Łatwo zaobserwować, jak jesienią ptaki odlatują do wyraju i jak z niego wracają wiosną, przynosząc ze sobą nowe życie. Spośród nich wyłamują się krukowate – budzące kiedyś lęk demony, nie lękające się śmierci. Co innego bociany i jaskółki, których wypatrywano z utęsknieniem, tak jak nasłuchiwano pierwszych zawołań kukułki. Te ukazujące się nagle zza koron drzew wiosenne sygnały niosły ze sobą życiodajne zaklęcia. Należało je dokładnie odczytywać, by wywróżyć sobie dolę na nadchodzący rok. Ptaki zamieszkujące zimą wyraj – słowiańskie Zaświaty – utrzymywały stały kontakt z umarłymi. Znały ich tajemnice oraz prośby i rady dla swych żyjących krewnych. Wiedziały, co zachować dla siebie, a co ludziom przekazać. A od stopnia wtajemniczenia naszych antenatów zależało, ile tej tajemnej wiedzy udawało się ptakom wykraść. Jedną z najtrudniejszych umiejętności magicznych było rozpoznawanie pośród skrzydlatych przybyszów – duchów zmarłych. Tak. Zdarzało się, że wśród skrzydlatej menażerii przemknął się do naszego świata umarły w pełnej krasie, całkowicie upierzony. Słowem upiór. Taka istota mogła być dla żywych bardzo niebezpieczna, ale również pomocna, jeśli dedykowano jej odpowiednie rytuały. Pisałem w poprzednim felietonie o strzygoniach – sowich umarłych – którzy pomagali swym żywym małżonkom na gospodarstwie. Ale strzygonie i upiory to nie jedyna nazwa naszych braci z Zaświatów. Istnieją również inne, mniej znane.