20 lutego 1978 r. Steven Kubacki, 23-letni Amerykanin o polskich korzeniach, zaginął na jeziorze Michigan w pobliżu miasta Saugatuck. Przyjęty został właśnie do małej prywatnej uczelni Hope College na południowo-wschodnim brzegu tego jeziora. Młody człowiek wybrał się, aby dzień czy dwa pojeździć na nartach, ale nie wrócił. Grupa poszukiwawcza na skuterach śnieżnych znalazła porzucone narty biegówki oraz plecak. W związku z tym poinformowano władze o zaginięciu mężczyzny
Podjęto akcję poszukiwawczą. Dla rodziny stało się to początkiem traumy. Sprzęt mężczyzny znaleziono na brzegu, a ślady prowadziły po lodzie jeziora w jednym kierunku i nagle się urywały. Z braku innych dowodów, śledczy doszli do wniosku, że najprawdopodobniej załamał się lód i Kubacki się utopił. Rozważano też samobójstwo, czemu stanowczo zaprzeczyła jego rodzina. Nie miał bowiem żadnych problemów psychologicznych ani emocjonalnych, które mogłyby skłonić go do takiego kroku. Po wielu miesiącach Stevena Kubackiego uznano oficjalnie za zmarłego. Uczelnia Hope College przyznała mu pośmiertnie nawet tytuł absolwenta. Wydawało się, że historia ta dobiegła końca…
Powrót znikąd
Kubacki pojawił się ponownie w maju 1979 r. Żywy, w dobrej kondycji – jak sam powiedział, ocknął się w trawie, leżąc na niewielkim wzgórzu. W ręku trzymał książkę z cytatami Konfucjusza. Nie wiedział, gdzie jest. Dopiero gdy dotarł do najbliższego miasta, odkrył ku swojemu zaskoczeniu, że znajduje się w Pittsfield w stanie Massachusetts. A więc ponad 1000 kilometrów na wschód od miejsca, w którym zaginął! Był przekonany, że wciąż jest rok 1978.
Jedna z ciotek Kubackiego mieszkała właśnie w Pittsfield, a życzliwy, przyjaźnie nastawiony student, Ronald Curtis, zawiózł go tam swoim samochodem. Po drodze, aby podtrzymać rozmowę, Kubacki powiedział, że niedawno przyleciał tu z San Francisco. To była jego historia zastępcza, którą wymyślił. – Nie wiedziałem dokładnie, jaką mamy datę i godzinę, gdzie mieszkam – wspominał. – Na początku nie zdawałem sobie nawet sprawy gdzie dokładnie jestem. Jednego byłem tylko pewny: nie miałem na sobie ubrań, które należały do mnie. Podobnie plecak, jaki znalazłem obok siebie, nie był mój. Ale z jakiegoś powodu odnosiłem wrażenie, że to moja własność. Otworzyłem go i znalazłem w nim przede wszystkim wiele map. Uh – pomyślałem – musiałem ostatnio dużo podróżować. Problem polegał na tym, że nic o tym nie wiedziałem. W plecaku znalazłem też parę butów do biegania. Byłem zdumiony koszulką z maratonu w Wisconsin. Skąd ją wziąłem? W mojej pamięci znajdowała się duża, czarna luka. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętałem, było jezioro Michigan w lutym 1978 r. i uczucie bardzo dotkliwego zimna.
W wyniku śledztwa ustalono, że Steven Kubacki nie uległ wypadkowi, w którym doznał urazu głowy, co mogłoby wpłynąć na zaburzenie pamięci.