Z Maciejem Adamskim, profesorem zootechniki, wykładowcą, myślicielem i częstym gościem Studio VTV1 rozmawia Dorota Czerwińska
Jak Pan godzi świat nauki z tym, wykraczającym poza ogólnie przyjęte granice poznania? Skąd w życiu naukowca wzięły się takie zainteresowania?
– Każdy z nas jest świetlisty i duchowy. To duchowość stanowi naszą świadomość nadrzędną, niezależnie od wyznania, przekonań religijnych i od wszystkiego, czym w życiu się zajmujemy. Jednak przez to, co się dzieje w naszej egzystencji z pokolenia na pokolenie, z wcielenia na wcielenie, my tę świadomość w pewnym stopniu utraciliśmy. Brakuje nam podstawowej uważności. W moim życiu, a było to w latach 60. ub. w., pojawiła się ona w momencie, kiedy zacząłem obserwować wydarzenia i rzeczy, które nie do końca pasowały do ogólnie przyjętych zasad. Wtedy pierwszy raz zetknąłem się z urynoterapią i z energiami. Po latach dowiedziałem się, że moja babcia była zielarką, a ojciec – namiastką radiestety. Wtedy głośno się o tym nie mówiło – to były tematy tabu.
Pochodzę z rodziny katolickiej, a wyznawane wartości dały mi podstawy do rozwoju, jednocześnie nie powodując utraty fundamentów. Kiedyś podczas zajęć z religii zapytałem księdza, co ze zbawieniem nieochrzczonych Pigmejów czy Buszmenów, którzy nigdy o Bogu w ten sposób co my nie słyszeli. Niestety, ten kapłan nie potrafił odpowiedzieć. Odwrócił się i odszedł. Tego typu zdarzenia budziły we mnie ciekawość i coraz większe wątpliwości. Z czasem zacząłem być uważnym słuchaczem mszy świętych. Porównałem dwa fragmenty liturgii. Najpierw ksiądz twierdził, że człowiek powołany jest do życia w bezwarunkowej miłości, a trzy minuty później mówił, że Bóg za dobre uczynki wynagradza, za złe karze. Wtedy pomyślałem, że niezależnie dokąd pójdę – do nieba czy do piekła – moje Ja umrze ze mną. A potem doznałem takiego aktu łaski, że zrozumiałem, iż życie nie kończy się w momencie tzw. śmierci. Ono dopiero wtedy naprawdę się zaczyna.
Czy intuicja pomaga w praktyce uważności?
– Kiedy zrozumiałem, że chrześcijaństwo, a zwłaszcza katolicyzm przestają mi wystarczać, intensywnie poszukiwałem. Nie wiedziałem jeszcze, że moja intuicja jest prowadzeniem. Była we mnie ciekawość świata i innych kultur, religii. Bardzo dużo czytałem. Pochodzę z Ostrzeszowa, miasteczka w Wielkopolsce, gdzie mieliśmy bardzo dobrze wyposażoną bibliotekę. Chodziliśmy tam z bratem i wybieraliśmy tytuły, które nas intrygowały. Dowiadywaliśmy się, jak żyją ludzie w innych kulturach, jak się zachowują, w co wierzą. I ta ciekawość pchała mnie do przodu. Zawsze powtarzam, że wszyscy tego samego doświadczamy. Na mojej drodze, m.in. na wykładach, pojawiają się ludzie, którzy mówią, że nigdy o takich rzeczach nie słyszeli, ale po chwili wracają i dodają, że dociera do nich to samo, co do mnie, tylko wcześniej nie zwracali na to uwagi. Warto zaznaczyć, że każdy z nas ma takie same możliwości. A ja z nich gdzieś w tej swojej uważności po prostu skorzystałem. Wiedza, którą dzielę się z innymi, wypływa z mojej własnej obserwacji i doświadczenia. I nie jest związana z żadną religią, choć nie wypieram się, że głęboko w duchu czuję się pierwotnym chrześcijaninem. Stare nauki mówią o tych samych uniwersalnych wartościach i zasadach od tysięcy lat. Jako Homo sapiens prawdopodobnie przechodzimy czwartą lub piątą ewolucję, więc trudno nam pewne rzeczy przyjąć dogmatycznie. Wydaje nam się, że wiemy o sobie wiele, a tak naprawdę bardzo niewiele. Podczas różnego typu spotkań często powtarzam, że niesamowitym doświadczeniem jest wolność i otwartość. Przypominam, że nikt nie ma prawa narzucać nam czynności i doświadczeń na ścieżce, którą obraliśmy. Nic nam nie grozi dopóki na to nie pozwolimy. Ścieżką podążamy sami, ale nieosamotnieni, a Źródło nad nami czuwa, wystarczy poprosić. Zabrano nam świadomość własnych praw poprzez wyparcie prostego i uczciwego spojrzenia na nasze życie.