Z kim zasiądziemy przy wigilijnym stole? Nad czym się zamyślimy? Jaka symbolika, myśl, uczucie zdominują ten szczególny wieczór? Kogo nam zabraknie w ważnym dla nas gronie, a kto przybędzie? Czy zdominuje te chwile tylko bogactwo smakowitych dań i finansowy wymiar prezentów? A może nasze dusze wzlecą wysoko, by pochwycić Nadzieję Wielkiego Dobra?
W naszej tradycji Święto to ma także wymiar pozareligijny. Jako dotknięcie uniwersalnego wielkiego Dobra, wspólnoty, pojednania i niezmierzonej Miłości – uczuć łączących ludzi ponad religiami. Niechaj zatem ten aspekt duchowy przeważy, zdominuje intencje i odczucia towarzyszące wigilijnej wieczerzy oraz przygotowaniu prezentów.
Powędrujmy ciepłą myślą ku bliskim i przyjaciołom, wszystkim ludziom o pięknych duszach i sercach, których kochamy, cenimy, podziwiamy, także do tych, których zabrakło lub są samotni. Niech towarzyszy nam Nadzieja i Optymizm, jakie niosą narodziny Dobra. I niech to emanuje na cały 2024 rok.
Święci nierozpoznani
Pomyślmy również o tych, którzy w cieniu codziennych wydarzeń żyją i trudzą się dla innych. Często nawet nie znamy ich z imienia i nazwiska. A bez nich istnienie wielu istot byłoby niemożliwe lub przynajmniej nader utrudnione. Na ogół, mówiąc o świętych mamy na myśli tych uznanych przez Kościół, w dodatku zazwyczaj dawno żyjących – zakonników, zakonnice, księży…
W tych kategoriach nie myśli się o zwykłych świeckich osobach, żyjących dla innych, poświęcających im swój czas, myśli oraz trud. A nierzadko to właśnie ich mozolne starania ratują czyjeś życie, sklejają porozbijane losy, dają pociechę i wsparcie, przywracają radość istnienia w ziemskim wymiarze.
Taką właśnie osobą była Zofia Platé, której książkę poświęciła prof. dr hab. Maria Bubicz, matka znanego w Polsce propagatora jogi, Sławomira Bubicza (niestety zmarłego w okresie pandemii), o czym pisałam w NŚ 11/2023. Przypomnijmy, że pani Zofia – osoba, której los nie oszczędził odbierając rodziców, majątek i wzrok – po wojnie poświęciła się opiece nad sierotami. Wspierała je także, gdy wchodziły w dorosłe życie, a nawet później, kiedy stawiały czoła trudnym wyzwaniom. Wierzono, iż potrafi wymodlić wsparcie u Stwórcy. Tak jest i dziś, pisze prof. Bubicz, gdyż na grobie Zofii Platé widać kwiaty i światła, spotkać można ludzi nierzadko na głos modlących się i zanoszących prośby.
Mamy takich Świętych w skali mikro w różnego rodzaju fundacjach, stowarzyszeniach, rodzinach. Są zazwyczaj tak skromni i zapracowani, że nawet im samym nie przychodzi do głowy miano świętości.
Jak sięgam pamięcią, taką osobą była moja babcia Aleksandra. Przed wojną piękna, elegancka, inteligentna dama, żona wziętego adwokata. Gdy dowiedziała się, że mąż zmarł w obozie koncentracyjnym, zapadła się w sobie, zminimalizowała własne potrzeby i oczekiwania, żyjąc dla córek, a potem wnucząt. Wspierała na miarę sił i możliwości każdego, kto takiej pomocy potrzebował. W ciężkich powojennych latach wszystkich gościła tym, czym miała, a to talerzem zupy, a to kubkiem mleka z biszkoptem, pięknym jabłkiem i zawsze dobrym słowem.
Stawiała karty, a ich podpowiedzi dawały wskazówki w trudnych kwestiach. Powtarzała, że to nie zabawa, a ich podpowiedzi należy przemyśleć i traktować poważnie. To ona uratowała moje życie niemowlaka czuwając przy mnie przez pierwsze lata dzień i noc. Jej cudowne, ciepłe dłonie koiły ból i smutek. Nieustanną troską, pieczą i nieogarnioną miłością otaczała wszystkich wokół. Siebie stawiała na końcu kolejki potrzeb.
Była osobą wierzącą wiarą głęboką, osobistą, pozwalającą na zanurzenie się w bezpośredniej rozmowie – modlitwie ze Stwórcą, Jezusem, Maryją, św. Antonim… Szczególnie lubiła to czynić klęcząc przed ukrzyżowanym Chrystusem w maleńkim drewnianym kościółku w podwarszawskim Aninie. Przysiadając koło niej na klęczniku, popadałam w zadumę i nie wiedząc o tym medytowałam. Unosiłam się wówczas myślą, by oglądać wiszące na ścianach święte obrazy. Lubiłam ten stan swoistego zawieszenia. Podobnie jak towarzyszenie w babcinym smętku, gdy o zmierzchu, opierając się na parapecie okna, w zamyśleniu patrzyła w dal. Wybiegała wówczas myślą ku dobrym i złym chwilom przeszłości, a potem z niepokojem w przyszłość. Wreszcie wracała do tu i teraz, mocno mnie przytulała, bo zawsze byłam przy niej, a nasze myśli spotykały się. Byłam wówczas przekonana, że tak blisko sercem i myślą można być z każdym. Jakież było moje rozczarowanie, gdy okazało się, iż to rzadkość – piękna, cenna wyjątkowość. W dodatku przy moim wigilijnym stole w ostatnich latach ubywa wielu bliskich mi, wyjątkowych ludzi, a ci, którzy przybywają, nie wypełniają tej luki.
W poszukiwaniu sensu istnienia
Zapewne znacie takie święte osoby żyjące pasją wspierania innych, pracujące z chorymi, niesprawnymi, poturbowanymi przez los – ludźmi czy zwierzętami. Napiszcie o nich. Niech dowiedzą się, że inni widzą i doceniają ich trud. Jakże ważne są przyjmowane przez nas postawy na ścieżce poszukiwania sensu istnienia. Co zabierzemy ze sobą na dalszą drogę? Nie blichtr i pozór a wiedzę, mądrość, uczucia, emocje – nasze własne, a także dobrą pamięć innych o nas… Niech zatem będzie jak najlepsza, pełna miłości oraz przyjaźni… Wrogość i rywalizacja wyparta niech zostanie dobrocią, zatryumfuje Sojusz Światła i po prostu Radość. Wyczarujmy to naszą Myślą i Mocą w Wigilijny Wieczór, by ponieść w przyszłość, w szeroki świat.