Z Barbarą Romanowską (Barbrą Angel) – twórczynią Muzykoterapii Dogłębnej – Komórkowej z okazji jubileuszu 20-lecia istnienia metody – rozmawia Anna Schwerin
Pani ścieżka muzyczna początkowo przebiegała stereotypowo, wedle wymagań państwowej edukacji muzycznej w Polsce: najpierw nauka gry na skrzypcach (predyspozycją był słuch absolutny), potem fortepian dodatkowy, zmiana instrumentu na altówkę, śpiew i… w naturalnej kolejności Akademia Muzyczna w Katowicach, wydział Jazzu i Muzyki Rozrywkowej, na którym ukończyła Pani z wyróżnieniem dwie specjalizacje: kompozycję-aranżację oraz wokalistykę. Na którym etapie rozpoczęła się Pani fascynacja akustyką, wibracją dźwięków, a w efekcie możliwościami kamertonów?
– Moja fascynacja dźwiękiem rozpoczęła się już chyba z przyjściem na świat, (haha)! Mówią, że to ma związek z dniem moich urodzin (27 stycznia to także urodziny Wolfganga Amadeusza Mozarta) i absolutnym słuchem, który Mozart posiadał chyba nawet w nadmiarze. To początkowo było ogromne dla mnie wyzwanie, bo bardzo trudno jest się odnaleźć osobom z absolutnym słuchem w życiu, w późniejszym czasie pozwoliło mi jednak dostrzec dźwięk nie tylko w jego formie muzycznej, ale jako narzędzie uzdrawiania.
Ponoć pierwsze miesiące życia spędziłam gapiąc się w sufit lub w niebo (pewnie słuchałam muzyki?). W przedszkolu zamiast bawić się z dziećmi stałam w kącie i wsłuchiwałam się w odgłosy tworzące dla mnie pełną orkiestrę. W końcu skierowano mnie na badania. Ku zaskoczeniu otoczenia, ich rezultaty wykazały słuch absolutny, talent muzyczny i wysokie IQ, zamiast domniemanego opóźnienia emocjonalnego, ADHD czy autyzmu. Potem komisja w przedszkolu wytypowała mnie do szkoły muzycznej i tak rozpoczęłam 17 lat edukacji muzycznej. I właśnie po studiach, kiedy pracowałam już w studiu nagrań jako producent muzyczny, najmocniej doświadczyłam leczącej siły dźwięku. Osoby chore, które nie mogły zaśpiewać nawet frazy, którą musiałam nagrać w godzinę, po pokazaniu im moich sposobów, śpiewały tak przepiękne, że same nie mogły uwierzyć!