Wydaje się, że bez niego nas nie ma, przynajmniej urzędowo. Imię posiada każdy, nieraz więcej niż jedno. Nosimy je w takiej wersji, jaką wybrali nasi rodzice. Mógł nimi kierować sentyment, rodzinna tradycja, aktualna moda, a nawet dobre brzmienie w duecie z nazwiskiem. Można ubolewać, iż obecnie nie przywiązuje się już takiej wagi do ich etymologii, choć nie da się zaprzeczyć, iż nadal z niektórymi wiążą się rozmaite stereotypy, nierzadko przesądy. Gdyż imię jest kwestią niezwykle istotną, która nie tylko nas personalizuje i prawnie określa, ale może znacznie ułatwić lub utrudnić przejście życiowej ścieżki
Dziecko zaczyna reagować na swoje imię mniej więcej pod koniec pierwszego roku życia. Później wypowiada je, by oznaczyć nim siebie, a dzieje się to jeszcze przed tym, nim zacznie posługiwać się słowem ja. O tym jak ważne jest imię wiedzieli już ludzie antyku. Wypowiedzieć imię zmarłego, to tak, jakby przywrócić go do życia – przekazuje jeden ze staroegipskich wersetów Księgi Umarłych.
Imię było dla ludu faraona nie tylko identyfikatorem osoby, ale przede wszystkim zapisem magicznym. Egipcjanie wierzyli, że funkcjonuje ono na równi z duszą. Imiona władców otaczano specjalną pętlą (początkowo kolistą, później podłużną) zwaną kartuszem. Były skonstruowane niczym magazyn wypełniony mistyczną siłą, a wspomniane wypowiadanie imienia zmarłego zapewniało mu wieczny żywot.