26 stycznia odszedł Jan Witold Suliga – niezwykle zasłużony dla polskiej ezoteryki badacz, podróżnik duchowy, tarocista i kabalista. Długoletni dyrektor Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie, gdzie znalazł zaciszną przystań Klub Przyjaciół Nieznanego Świata, i gdzie – dzięki życzliwości Suligi – zaczęła funkcjonować Księgarnia-Galeria NŚ
Urodził się w 1951 w Warszawie. Z wykształcenia był etnografem (specjalizacja naukowa – kultura Indii). W latach 1980–1985 stypendysta stacjonarnych studiów doktoranckich na Uniwersytecie Łódzkim; w przedziale 1984–1985 – uniwersytetu w Ranchi, miasta w północno-wschodnich Indiach, stolicy stanu Jharkhand.
W 1990 roku uzyskał tytuł doktora nauk humanistycznych w zakresie archeologii. Od roku 1985 był wykładowcą w Instytucie Geografii Uniwersytetu Łódzkiego, a później (1990−2006) pełnił funkcję dyrektora Państwowego Muzeum Etnograficznego w stolicy. W tym czasie zrealizował szereg ekspozycji muzealnych, z których jedna (Krocząc drogami aniołów. Anioły w sztuce i tradycji judeochrześcijańskiej) zyskała I nagrodę za Wydarzenie Muzealne 1998 roku, przyznawaną przez Ministra Kultury. Dzięki staraniom Suligi PME zostało wpisane na listę Państwowego Rejestru Muzeów oraz stało się właścicielem gmachu przy ul. Kredytowej 1. W tym samym czasie otrzymało też status wojewódzkiej, samorządowej instytucji kultury, dla której organem założycielskim jest Marszałek Województwa Mazowieckiego.
Jan Witold Suliga był autorem książek popularyzujących ezoterykę (m.in. Biblia szatana. Historia kart tarota; Tarot Magów; Wielcy magowie świata; Aniołowie w tradycji i sztuce judeochrześcijańskiej), jak też powieści (Księgi dolin; Miasto twarzy; Tajemnica z Puri). Napisał kilkadziesiąt artykułów z zakresu etnografii, antropologii kulturowej i religioznawstwa, publikując je w takich czasopismach jak: Etnografia Polska; Przegląd Orientalistyczny; Kontynenty; Pismo Literacko-Artystyczne; ALBO albo. Problemy psychologii kultury; National Geographic, czy Nieznany Świat (m.in. cykl artykułów Kalendarz ezoteryczny w latach 1997–1998).
Równie poważnie, jak pracę naukową i popularyzatorską, traktował Suliga
własny rozwój duchowy
z czym nigdy zresztą się nie krył, wprowadzając taką postawą ożywczy ferment w środowisko akademików, skrupulatnie oddzielających życie prywatne od zawodowego. Wpływ na to miał bez wątpienia jego temperament i rzadko spotykana cecha, nakazująca w każdej sytuacji zachowanie intelektualnej uczciwości. Łączenie pasji naukowej z czuciem ezoterycznym było dla niego rzeczą naturalną, czemu wielokrotnie dawał publiczny wyraz.
W pewnym sensie urodziłem się okultystą, a już na pewno z „okultystycznym obciążeniem” – pisał w szkicu autobiograficznym. – Ojciec parał się różdżkarstwem (kiedy umarł pozostawił mi w spadku swoje wahadełko), moja babcia stawiała kabałę, ja zaś, będąc dziesięcioletnim chłopcem asystowałem jej przy tej czynności. Nie byli „zawodowcami”, posiadali natomiast paranormalne zdolności. Odziedziczyłem je po nich i już w 14 roku życia dane mi było doświadczyć pierwszego okultystycznego „oświecenia”. Wydarzyło się to w Wielką Sobotę, 9 kwietnia 1966 roku na pewnej górze nieopodal Kielc (dzień ten przez długie lata uznawałem za datę moich „duchowych narodzin”). Ogarnęła mnie wtedy i wypełniła dziwna, wydobywająca się spod ziemi i zstępująca z nieba moc, która niosła ze sobą radość i poczucie „swojskości”. Czym była? Nie wiedziałem. Zdawałem sobie tylko sprawę, że jest odwieczna, pradawna.
To wydarzenie sprawiło, że nastolatek zainteresował się mitologiami różnych kultur, szczególnie Greków.
Wpłynęło ono też na decyzję, by studiować etnografię. Kolejną wielką fascynacją w życiu Jana był Orient – indyjska filozofia, religia i mistyka, znajdująca swój najpełniejszy wyraz w taoizmie, buddyzmie oraz tantrze. W 1977 roku po raz pierwszy pojechał do Indii i zachwycił się Azją.
Znałem już wówczas sanskryt, tłumaczyłem upaniszady, „Bhagawatgitę”, napisałem pracę magisterską o obrzędzie budowy domu w Indiach starożytnych i – planując doktorat – chciałem zająć się badaniami kultur indyjskich plemion.
Marzenie to udało się zrealizować podczas dwóch kolejnych wypraw, które odbył w latach 1979 i 1984 – 1985.
Po powrocie do Polski podjął pracę na Uniwersytecie Łódzkim, gdzie zdobył renomę zdolnego wykładowcy, specjalizującego się w geografii religii. Wtedy też zainicjował swe prywatne poszukiwania duchowe, które w owym czasie koncentrowały się na ezoterycznej i mistycznej tradycji Zachodu. Zgłębiał zatem
zagadnienia związane z alchemią, hermetyzmem, astrologią
gnozą, a także kabałą.
Ta ostatnia zachwyciła mnie… głównie dlatego, że wedle niej człowiek jest współpracownikiem Boga – kimś, kto poprzez swoje „powołanie” i uzyskane od Boga dary realizuje Jego wolę…
Skupiając uwagę na duchu, Suliga oderwał się nieco od rzeczywistości, która w dokuczliwy sposób dała o sobie znać problemami finansowymi. Wówczas podjął decyzję o wyjeździe zarobkowym do Szwecji i w 1987 r. swój zamysł zrealizował. Nie sądził wtedy jeszcze, że odkryje tam w sobie talent do wróżenia – jak pisze: babcinymi kartami, byleby móc zapewnić sobie i żonie godziwe życie. Okazał się dobrym wróżbitą, niezwykle chętnie przyjmowanym w domach miejscowej Polonii.
Za pierwszą wypłatę kupiłem karty tarota, niedostępne ówcześnie w kraju. Był nim tarot marsylski. Kiedy otworzyłem opakowanie spostrzegłem ze zdumieniem, że choć pierwszy raz go widzę, znam skądś te wizerunki i wcale nie muszę uczyć się ich dywinacyjnych znaczeń. Wystarczyło bym wziął do ręki jakąkolwiek kartę i natychmiast „przypomniało” mi się jej wróżebne znaczenie…
W ten sposób objawił się pewien głęboki związek Suligi z tarotem, któremu pozostanie wierny już do śmierci.
W 1992 roku w katedrze Notre-Dame w Paryżu etnograf przeżywa kolejne doznanie metafizyczne. Doświadcza otóż intymnego obcowania ze Światłem, identyfikowanym przez niego z samym Bogiem.
Moje wnętrze przeniknęła „kosmiczna miłość”, przed oczami ukazała się wizja serca okolonego złotym i niebieskim światłem… Podczas wieczornej medytacji prześwietlił mnie jasny snop światła, a jakiś głos zapytał, czy chcę przyjąć ten dar. Pewien, że mam do czynienia ze Stwórcą odparłem, że oczywiście tak, chcę, i to bardzo! W odpowiedzi otoczony zostałem białą aurą, zaś czyjeś niewidzialne
ręce umiejscowiły na moim ciele trzy amulety
z wyrytymi na nich kabalistycznymi imionami Boga… Moja wrażliwość na paranormalne zjawiska bardzo wzrosła. Zyskałem zdolność odczytywania myśli, wystarczyło, bym wziął w rękę jakiś przedmiot i już znałem całą jego historię, losy właściciela, miejsce pochodzenia. Najbardziej jednak pasjonowała mnie umiejętność ezoterycznego interpretowania rozmaitych symboli oraz religijnych tekstów. Ten ostatni dar wykorzystałem do analizowania Biblii, odnajdując w niej wiele ukrytych, tajemnych przesłań.
Trzy lata później przeżył jeszcze jedno niezwykłe doświadczenie. Stojąc pośród drzew usłyszał – jak pisze – ich mowę. Gdy miesiąc później wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie zetknął się z szamanami Indian Lakota, ta jego świeżo pozyskana umiejętność stała się dla rdzennych mieszkańców Ameryki dowodem na jego szamańską duszę: nie mieli żadnych oporów, by wtajemniczyć go w kilka swoich praktyk.
Jak to na drodze rozwoju duchowego bywa, wkrótce zaczęły pojawiać się w życiu Suligi zakręty i mroczne zdarzenia.
Ilekroć sądziłem, że osiągnąłem dno, rozwierała się w moim wnętrzu następna przepaść, w którą z bólem i rozpaczą wkraczałem… Rozeznałem wszystkie role, jakie w swoim życiu odgrywałem, zdarłem wszystkie maski, jakie nakładałem na siebie, dotarłem niemalże do początków swego istnienia i dotknąłem pustki mojego „niebycia” – czasu, przed moim poczęciem.
Wędrowałem przez wszystkie systemy duchowe i religijne, z jakimi się zetknąłem i wyławiałem z nich to, co mnie przy nich trzymało. Obnażyłem w sobie wszystkich bogów, jakim nieświadomie lub świadomie składałem cześć, uznawszy, że obrazują oni to, kim jestem i jaka jest natura mojego wnętrza. Stanąłem twarzą w twarz z wszystkimi swoimi lękami, fobiami, aż wreszcie przyszło mi się zmierzyć z najgorszym strachem – strachem potępienia i wiecznej śmierci. Dobrowolnie zanurzyłem się w tym piekle. Czułem czym jest separacja od Boga, ów żar tęsknoty za nim, który pali gorzej niż ogień roznieconego stosu. Nie oszczędziłem sobie niczego. Musiałem to zrobić. I zrobiłem. Odnalazłem dno. Pod nim nie było już niczego. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało…
Opublikowanie zapisu owych wewnętrznych, duchowych zmagań – niemających precedensu w polskiej przestrzeni publicznej (wyjąwszy może zapiski na temat doznanej iluminacji, jakie udostępnił Jerzy Prokopiuk) wywołało sporo hałasu, stając się powodem rozlicznych komentarzy, dysput i kontrowersji. Sam autor tak przedstawił puentę tych metafizycznych bojów i
pokonanie ciemnej nocy
jaka towarzyszy zwykle osobom sięgającym po najgłębsze wtajemniczenie:
Rozchyliłem powieki. Święciło słońce, ja zaś czułem się tak, jakbym budził się z koszmarnego snu. Jakbym wchodził w stan jawy, diametralnie odmienny od dręczących wcześniej sennych majaczeń. Tamten sen sczezł i nigdy nie powróci. Śniłem. Przez długie lata śniłem. I przestałem śnić. Przebudziłem się… Z dnia na dzień zdrowiałem, odzyskiwałem poczucie humoru, śmiałem się, pisałem, malowałem, snułem rozmaite plany… Odczuwałem wdzięczność za całe moje życie, za to wszystko, co mnie spotkało, za to, że wyszedłem z tego obronną ręką. I za to, że żyję. Że jem, śpię, chodzę, patrzę na niebo lub oglądam się za dziewczynami… Że piszę, maluję i opowiadam ludziom o tym, na czym się znam: o tarocie, kabale, szamanizmie…
Tak notował w 2016 roku.
Trochę wcześniej w Warszawie zainaugurowała swą działalność Szkoła Tarota Jana Witolda Suligi, w której każdy chętny mógł posiąść arkana sztuki wróżenia tarotem oraz poznać jego ezoteryczne treści, sprzęgnięte z kabałą, hermetyzmem i magią. Równolegle etnograf powołał do życia Centrum Terapii Uzależnień Duchowych. W jednym z wywiadów tak mówił o misji tej placówki:
– Wszystko zależy od tego, co z tą duchowością zrobimy, i od tego, kto jej nas uczy. Gdy manipulanci – powstaje sekta. Nie, że jestem nastawiony anty, bo przecież chrześcijaństwo też było kiedyś uznawane za sektę. Ale musimy wiedzieć o istnieniu grup i ludzi zniewalających poprzez tworzenie toksycznych związków. Właśnie dlatego prowadzę też kursy duchowego BHP. Przygotowują do zdrowego kontaktu z różnymi formami duchowości. O tym rzadko się mówi – o odpowiedzialności za własne poszukiwania wewnątrz siebie. Wchodzimy w tę duchowość, nie wiedząc, czym jest i czym może się skończyć. A ona nie jest taka – jak ja to mówię – wyłącznie śliczna i liryczna. Nie wszyscy mistrzowie są oświeceni. Gdyby tak było, nie znalibyśmy wojen, głodu i jeszcze paru innych okropieństw.
W ostatnich latach Jan Witold Suliga, jak zwykle pełen energii, pomysłów i emanujący charakterystyczną dla siebie charyzmą, wydawał się pogodzony z życiem. Jego droga od ezoteryka do akademika, od chłopaka
ściskającego w dłoni ojcowskie wahadełko
do dyrektora Muzeum Etnograficznego – i ponownie do praktykowania wiedzy tajemnej pośród ludu, przypomina domykający się okrąg – figurę doskonałą. W wydawnictwie Lashtal Press, specjalizującym się w literaturze poświęconej tradycji hermetycznej, przygotowywane jest do druku opus magnum Suligi na temat tarota i kabały, którego wydania autor już niestety nie doczeka.
– Wszystkie religie, jakie kiedykolwiek się pojawiły, włącznie z szamanizmem w jego najpierwotniejszych odmianach, są próbą odpowiedzenia na pytanie: co się dzieje po życiu – mówił Jan Witold Suliga w jednym z wywiadów. – W związku z powyższym chodzi nie tyle o to, aby okiełznać śmierć – choć i takie próby bywały, i nie o to, aby ją zaczarować, choć i tego ludzie próbowali – ale o to, aby się na nią przygotować… René Girard, francuski antropolog i autor „Kozła ofiarnego”, napisał, że śmierć jest skandalem. Miał rację, to jest skandal. To jest kurewski skandal!
A zapytany, jak wyobraża sobie własny pogrzeb, Suliga z charakterystycznym dla siebie humorem odparł:
– Chciałbym, by odczytano na nim dwa teksty. Pierwszy to buddyjska „Sutra Serca”, która mówi o całkowitym wyzwoleniu. Drugi to modlitwa „Szma Izrael”, wzywająca do wierności Bogu. Chcę ją usłyszeć, gdy urna z moim spalonym ciałem spocznie już w grobie. Bo ja jestem przekonany, że Zaświat istnieje, choć nie wiem, jaki on jest. To zresztą nieważne. Kiedy będą mnie chować, będę siedział na jakimś kamieniu, obok, i patrzył na wszystko, co się dzieje. A potem sobie pójdę…
R.I.P.