Kiedy w pierwszych sekwencjach filmu oglądamy Teslę jeżdżącego na wrotkach w takt muzyki Wojciecha Kilara do Portretu damy Jane Campion, wiemy już, że obraz ten nie będzie klasyczną biografią. Jakże jednak mogłoby być inaczej, skoro stworzył go Michael Almereyda, reżyser współczesnej wersji Hamleta, w której duch ojca ukazuje się w… telewizji przemysłowej?
Widzowie, którzy lubią biografie znanych postaci, rozwijające się niczym rozdziały książek historycznych, mogą w tym przypadku stracić cierpliwość. Trzeba jednak pamiętać, iż film Almereydy to produkcja artystyczna, stworzona z myślą o takiej samej publiczności.
Pierwsza wersja scenariusza Tesli powstała już w 1982 roku, a przenieść na duży ekran miał ją polski reżyser Jerzy Skolimowski. Świat był wtedy innym miejscem, a komunikacja bezprzewodowa, którą postulował Nikola Tesla, nie stała się jeszcze wszechobecna.
Samo słowo Tesla nie wzbudzało nadmiernych skojarzeń, co zmieniło się radykalnie dopiero niedawno, gdy na swoim firmowym emblemacie wypisał je Elon Musk.