Wspominając o zasadzie ostrożności Robert L. Zimdahl, biolog z Uniwersytetu Stanowego w Kolorado (USA) napisał: Prometeusz dał nam ogień – i strawił nas pożar. Pandora otworzyła puszkę i jedyne, co w niej zostało, to nadzieja, która do dziś służy ludziom za drogowskaz. Ewa zachęciła Adama do zjedzenia owocu z zakazanego drzewa… No cóż, jako dzieci robimy to, czego robić nam nie wolno. Podejmujemy ryzyko – i dopiero wtedy dowiadujemy się o zagrożeniach i ewentualnych szansach. Badamy, zawodzimy, krzywdzimy, ale zawsze uczymy się – i staramy się nie popełniać tych samych błędów
Właśnie dlatego sformułowano tzw. zasadę ostrożności. Najprościej mówiąc, jest to współczesna wersja przysięgi Hipokratesa, która w skróconej wersji brzmi: Po pierwsze, nie szkodzić. Jednak zasada, o jakiej mowa, nie odnosi się wyłącznie do indywidualnych działań jednostek; ma ona przede wszystkim kierować zachowaniami instytucji, a nawet narodów. Poza tym, w przeciwieństwie do przysięgi Hipokratesa, dotyczy nie tylko zdrowia konkretnych osób, ale dobrostanu całego środowiska, w którym egzystuje Homo sapiens.
Można powiedzieć, że to apel o ostrożność, skierowany do ludzi podejmujących decyzje dotyczące produktów albo działań. Szczególnie takich, które mogą okazać się szkodliwe dla zdrowia publicznego lub środowiska. Nie oferuje ona konkretnego rozwiązania każdego nowego problemu, co do którego nauka nie ma rozstrzygającej pewności, lecz podsuwa najrozsądniejszą metodę postępowania w obliczu potencjalnego ryzyka. Celem zasady ostrożności jest promowanie przemyślanych dróg rozwoju technologii, w taki sposób, aby przyszłe pokolenia mogły cieszyć się spokojną egzystencją. Nie dotyczy ona zagrożeń już zidentyfikowanych; jej uwaga skupia się raczej na niebezpieczeństwach prawdopodobnych, o których, póki co, nie mamy pewnej wiedzy.