Renata Kamińska - 6/2012
Ksiądz Wiesław Kamiński, który od 20 lat pracuje z głuchoniemymi w Łodzi, otwiera drzwi do innych światów. Pod swoje skrzydła przygarnął Polski Cech Psychotroniczny. Zajmuje się też apiterapią – ma 30 uli w dwóch pasiekach.
– W mojej rodzinie nikt nie był głuchoniemy. Pochodzę ze wsi i tylko czasami widziałem, jak tego rodzaju ludzie sprzedawali u nas na wsi religijne obrazki – mówi.
Niepełnosprawnymi zaczął zajmować się, gdy był w łódzkim seminarium. Wtedy zapisał się na dwuletni kurs migowy.
– Ale dopiero po spotkaniu z głuchoniemymi zobaczyłem, ilu ich jest – przyznaje. – Dziś na msze przychodzi około 200 osób.
W aglomeracji łódzkiej mieszka dwa tysiące głuchych. Msze prowadzone tylko dla nich w języku migowym w Łodzi odbywają się co niedzielę.
– Głusi chcą mieć swoje msze święte, bo uważają, że mają do tego takie samo prawo, jak na przykład Litwini – tłumaczy ksiądz Wiesław. – A sami nie chcą być obserwowani z zewnątrz, jak małpy z zoo.
W okresie poprzednich wakacji kurs języka migowego przeszli łódzcy policjanci. Za ich naukę zapłaciło Stowarzyszenie "Niepełnosprawni–Sprawni" prowadzone przez księdza.
– Bałem się, że nie znajdziemy chętnych 15 funkcjonariuszy, a zgłosiło się aż 38 – wylicza ksiądz Kamiński. – Na kurs mogliśmy przyjąć tylko dwudziestu.
Jesienią 2011 r. egzaminy zdawało siedemnastu policjantów i pięciu strażników miejskich.
Miga w dwóch językach
Po ukończeniu seminarium został skierowany do pracy w łódzkim kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła, gdzie jest szkoła dla głuchoniemych.
– Miałem prowadzić u nich lekcje religii. Na pierwszej zacząłem migać. Cisza. Zapytałem, czy wiedzą, o czym mówię. Nie wiedzieli – wspomina początki pracy z głuchymi. – Posługiwałem się wtedy językiem migowym wyuczonym. Okazuje się, że nie wszyscy go rozumieją.
Najstarszą metodą porozumiewania się z głuchoniemymi była nauka czytania z ruchu ust. Ale jest to bardzo trudne, bo na stu głuchych może się tego nauczyć zaledwie dwóch.
– Stwierdzono, że skoro głusi posługują się znakami, można to wykorzystywać – wyjaśnia. – Wprowadzono znaki i gramatykę narodową. Tak powstał system językowo–migowy.
Język migowy naturalny, którym posługują się głusi między sobą, jest inny. Też ma swoją gramatykę, ale nie wypowiada się w nim słów.
– Dziś, po 20 latach, mogę powiedzieć, że migam dwoma językami – mówi ksiądz Wiesław. – Głusi w szkole uczą się w systemie językowo–migowym, a na co dzień stosując naturalny migowy.
Jest jeszcze system fonogestów, służący do odczytywania z mowy ust. Można też skorzystać z alfabetu Lorma, który został wynaleziony dla głucho–niewidomych.
– Nie jest to duża grupa, ale z nimi można porozumiewać się tylko literami przez dotyk – słyszę.
Głuchy ksiądz
Wokół księdza Kamińskiego skupione jest całe duszpasterstwo głuchych w aglomeracji łódzkiej. Są nawet migający ministranci. Podopieczni mówią o nim, że jest ich księdzem. Nazywają go: "głuchy ksiądz".
– Ja nie jestem głuchy, tylko oni tak mnie nazywają – śmieje się mój rozmówca.
Na jego mszach komunikanty rozdziela migający szafarz komunii świętej, Grzegorz Winnicki. Jego żona Monika przygotowuje modlitwę wiernych na każdy tydzień.
– Monika i Grzegorz nie są głusi. Mają natomiast głuchego syna i słyszącą córeczkę – wyjaśnia. – W tym roku piętnastka dzieci głuchych przystąpiła do pierwszej komunii świętej, a wraz z nimi ich słysząca córka.
Po mszy głusi i ich rodziny spotykają się w kawiarni na kawie. Tworzą małą, ale zwartą społeczność. W 2011 roku bierzmowane były aż 23 osoby głuche.
– Po takiej mszy świętej przyszła mama i powiedziała, że jej syn źle się zachowuje i jest chyba opętany przez złego ducha – opowiada ksiądz. – Pojechałem do tego domu. Otworzyła mi kobieta, którą poznałem w kościele. W pokoju siedział 27-letni mężczyzna. Zacząłem do niego migać. A on zdziwiony, że migam. To nie był problem opętania, tylko samotność.
Jako dziecko chodził do szkoły dla głuchoniemych, ale potem mama dla tak zwanego jego dobra odizolowała go od głuchoniemych.
– Dlaczego to zrobiła? Dla jego dobra! Panuje przekonanie, że jak głuchy nie będzie migał, to nauczy się mówić – wyjaśnia ksiądz. – Ale słuchem nie można się zarazić, tak samo jak urodą.
Mężczyzna od lat porozumiewał się z mamą, pisząc na karteczkach.
– Powiedział mi wprost, że nie ma ani dziewczyny, ani kolegów. Jest sam. A matka nigdy nie zrobiła nic, żeby nauczyć się języka migowego – wytyka ksiądz Wiesław.
Po tym spotkaniu 27-latek zaczął przychodzić na msze dla głuchych. Ale to wciąż było dla niego środowisko obce. Prawda jest taka, że dziś nie jest ani w świecie ludzi słyszących, ani niesłyszących.
– Gdy matka dowiaduje się, że jej narodzone właśnie dziecko jest głuche, przestaje do niego mówić – opowiada ksiądz Kamiński. – W ten sposób następuje zaburzenie więzi. Pojawia się nieakceptacja, a w ślad za tym brak relacji matki z dzieckiem.
Migać po angielsku
Okazuje się, że język migowy w każdym kraju jest inny. Istnieje migowy francuski, włoski, amerykański, angielski...
– Byłem na takiej konferencji w Rzymie, gdzie osoby głuchonieme reprezentowały 69 krajów. Wykłady i wystąpienia tłumaczono na cztery języki do ucha. Był to angielski, włoski, francuski i hiszpański. Również na czterech ekranach tłumacze migali w tych językach.
– Cieszę się, że znalazłem się w takiej delegacji z Polski. Pojechaliśmy w dwie osoby słyszące i migające oraz dwie głuchonieme. Tłumaczyliśmy dla nich na polski migowy – wyjaśnia duchowny.
To tam Kamiński spotkał księdza Czaję.
– Siedział ksiądz z karteczką z wypisanym nazwiskiem "Czaja". Zacząłem do niego mówić po polsku. A on miga, że jest głuchoniemym z Brazylii. Już po godzinie udało nam się dogadywać w języku migowym.
Ksiądz Czaja w Brazylii jest proboszczem parafii personalnej. Prowadzi msze w języku migowym, a ktoś tłumaczy je na głos. Na konferencji były głuchonieme zakonnice i jeszcze jeden migający ksiądz z Korei oraz diakoni z Niemiec i USA.
– Na świecie jest trzynastu głuchoniemych księży i tylko jeden głucho-niewidomy. Mieszka w RPA – dowiaduję się.
- Poprzedni artykuł
- Następny artykuł »»